poniedziałek, 21 września 2015

2. Poranna codzienność


***


#Riker

Wszyscy lubią spać. To jedyne zajęcie, podczas którego nie robisz kompletnie nic i nie ma osoby, która by się na ciebie złościła, bo sen jest ważny dla każdego z nas. Ludzie lubią leniuchować w łóżku, leżeć w nim do późnych godzin, nawet czytać książki lub jeść śniadanie. I wśród tych wszystkich kochających wygodę osób pojawia się młody chłopak, który przeczy wszystkim dotychczasowym teoriom. Bo ja nie lubię spać. Nigdy nie lubiłem. To jedynie strata czasu, który można by poświęcić na zrobienie różnych przydatnych rzeczy. Poza tym, jak można spać ze świadomością, że właśnie w tej chwili ktoś może potrzebować twojej pomocy? Może sąsiadka z domu obok przewróciła się na schodach, a ty nie słyszysz jej wołania, bo twój umysł jest aktualnie zajęty snuciem koszmarów? Może gdzieś w mieście na dachu budynku stoi człowiek z problemami, który zamierza skończyć ze swoim beznadziejnym według niego życiem, a ty nie pomożesz mu, bo szczęśliwy znajdujesz się w swoim pokoju? Może twój przyjaciel potrzebuje rady, dlatego dzwoni do ciebie, lecz ty nie słyszysz, bo na noc zawsze wyłączasz telefon, aby nikt ci nie przeszkadzał? Gdyby to ode mnie zależało, nigdy nie chodziłbym spać. Poświęcałbym ten czas na inne ciekawe zajęcia, które w jakiś sposób mogą ulepszyć ten świat, sprawić, że stanie się dobry. Poza tym, noc jest piękna i na swój sposób magiczna. Jedynym źródłem światła jest księżyc, frontman tego przedstawienia, a towarzyszą mu gwiazdy, piękne tancerki, próbujące przypodobać się każdemu, które chcą świecić jak najjaśniej, żebyś to na nie zwrócił uwagę. Wokół ciebie panuje cisza (o ile twój żywiołowy brat nie urządza imprezy), a ty czujesz, że możesz zrobić wszystko. Noc jest wspaniała, dlaczego mamy marnować ją na sen? Próbowałem kiedyś nie spać. Skończyło się to jednak tym, że cały dzień byłem tak zmęczony, że bardziej przypominałem wrak człowieka, niż normalnego nastolatka. Dlatego, ku mojemu nieszczęściu, każdej nocy kładę się do łóżka. Potrzebuję minimum sześciu godzin snu, aby normalnie funkcjonować każdego dnia. Nie wiem natomiast, czy moje przekonania sprawiły, że mój sen jest lekki i zazwyczaj tak krótki, czy może to wina genów. Czymkolwiek jest to spowodowane, zazwyczaj, gdy reszta rodziny jeszcze smacznie śpi, ja wstaję wraz ze słońcem i naprawdę bardzo wcześnie, bo zazwyczaj około siódmej rano, schodzę do kuchni na pierwszą, poranną kawę. Tak było i dziś. Siedziałem przy stole, pijąc ciepły napój, który nieprzyjemnie drażnił mój język. Nie było to do końca przyjemne zważywszy na wysoką temperaturę na zewnątrz jak i w mieszkaniu, ale skoro dzięki temu będę miał więcej energii przez resztę dnia, to jestem skory do poświęceń. Poza tym, zawsze można wrzucić do środka jedną lub dwie kostki lodu, prawda?
Wejściowe drzwi skrzypnęły w tym samym momencie, w którym wkładałem pusty kubek po napoju do zmywarki. Doskonale wiedziałem, kto przyszedł. Tylko jedna osoba jest zdolna wchodzić do własnego mieszkania o tak wczesnej porze.
- Cześć, Rocky. - Przywitałem się z bratem, mijając go w hallu. Nim zdążyłem wejść do salonu w celu codziennego sprawdzenia, czy aby na pewno panuje tam porządek, przystanąłem na chwilę, chcąc przyjrzeć się chłopakowi. Miał na sobie potargane dżinsy i T - shirt, na który dodatkowo ubrał rozpiętą koszulę w krótkim rękawem. Ku mojemu zdziwieniu, jego oczy były dosyć przytomne. I nie chodzi mi o to, że nie wyglądał na śpiącego. Rocky'emu tak samo jak mnie wystarczą zaledwie cztery lub pięć godzin snu, jego organizm po tylu nocnych imprezach przyzwyczaił się do krótkiej ilości odpoczynku. Przytomność w jego oczach było o tyle dziwna, że świadczyła o nikłej zawartości alkoholu w ciele chłopaka. Nie chcę robić z Rocky'ego nastoletniego alkoholika, ale trzeba przyznać, że zbyt młody wiek wcale nie przeszkadza mu w spożywaniu napoi procentowych. Śmiem twierdzić, iż fakt, że są one zabronione dla osiemnastolatka sprawia mu dodatkową radość.
- Aj, aj, kapitanie.
Lubię, gdy mnie tak nazywa. Wynika to zapewne z mojej miłości do piratów.
- Słaba impreza? - spytałem, próbując jakoś nawiązać rozmowę.
- Skąd to pytanie?
Nie chciałem mu powiedzieć wprost, że wynika ono z jego trzeźwości, co jest dla mnie zdziwieniem, bo zawsze wraca trochę podpity, bo to mogłoby go urazić. Po krótkim namyśle, wzruszyłem ramionami.
- Tylko zgaduję.
Kiedy Rocky zdjął buty, ruszyliśmy razem do salonu. On zajął fotel, a ja kanapę.
- Umówiłem się z jedną z tych fanek, którą poznałem na koncercie - zaczął, a ja starałem się go uważnie wysłuchać. Zawsze opowiada mi o tym, jak się bawił, a ja zawsze z ciekawością go o to pytam, bo niektóre z jego historii są naprawdę zabawne, o ile nie zwyczajnie dziwne. - Poszliśmy więc razem do jakiegoś klubu na plaży, wiesz, żeby potańczyć, ewentualnie pospacerować, po prostu się razem trochę pobawić. I z początku naprawdę dobrze się bawiłem! - warknął, a jego spojrzenie stawało się coraz bardziej ostre, podczas gdy ręce gestykulowały różne rzeczy na wszystkie strony świata. - Plusem było to, że traktowała mnie jak normalną osobę, nie tego sławnego Rocky'ego, tylko Rocky'ego, z którym można miło spędzić czas. Co prawda zrobiła sobie ze mną chyba z pięć zdjęć, ale to jeszcze byłem w stanie zrozumieć.
- Mhm - mruknąłem, czując, że powoli przechodzi do puenty.
- No więc, byliśmy na parkiecie. Leciały same nowe, elektroniczne lub popowe piosenki, szaleliśmy i śmialiśmy się w nieba głosy. W pewnym momencie, DJ puścił wolny kawałek. Chciałem zejść z parkietu, ale ona mnie na nim zatrzymała. Nie miałem ochoty na wolny taniec, ale była taka piękna i zabawna, że nie mogłem się nie zgodzić. I ku mojemu zaskoczeniu, tańczyło mi się z nią naprawdę dobrze. I kiedy myślałem, że wszystko będzie okay i chciałem jej nawet zaproponować kolejne spotkanie, ona bum!
- Bum? - zdziwiłem się, unosząc jedną brew do góry.
- Bum! - Wyrzucił ręce do góry. - Pocałowała mnie! Tak po prostu!
- To cię tak wkurzyło?
- Ugh, nie... Przecież mówiłem, że była całkiem fajna. Problem w tym, że zaraz po pocałunku odsunęła się ode mnie i zaczęła wrzeszczeć na cały lokal, że właśnie całowała się ze sławnym Rocky'm Lynchem. Powiedziałem, żeby się opanowała, a ona na to, że gdy pochwali się koleżankom, to te jej na sto procent nie uwierzą i czy możemy to powtórzyć, tylko tym razem ktoś zrobi nam zdjęcie! - krzyknął oburzony, a ja przyłożyłem palec do ust, każąc mu być cicho. Nie miałem zamiaru budzić reszty rodzeństwa lub Ellingtona. - Rozumiesz to? Już myślałem, że wreszcie spotkałem jakąś dziewczynę, która lubi mnie za to, jaki jestem, a nie za to, kim jestem. Nienawidzę tego!
- Posłuchaj, musisz zrozumieć, że dziewczyny zawsze będą patrzały na ciebie pod tym kątem. Poza tym, bycie gitarzystą to część ciebie, nie możesz spodziewać się, że znajdziesz kogoś, kogo to w ogóle nie będzie interesować.
Próbowałem go pocieszyć. Doskonale znałem to uczucie, kiedy okazuje się, że ktoś zaprzyjaźnił się z tobą tylko po to, żeby usłyszał o nim świat albo żeby móc się chwalić tą znajomością z kimś innym. To naprawdę niemiłe uczucie, gdy ktoś udaje przy tobie, bo jesteś sławny i to wiąże ze sobą wiele korzyści. Bycie rozpoznawanym ma swoje plusy, ale posiada równie wiele minusów. Tym bardziej współczuje Rocky'emu. Ja staram się traktować dziewczyny z godnością, a on robi to nieumyślnie, bo po prostu uważa płeć żeńską za ósmy cud świata. To, kim jest, zdecydowanie utrudnia mu zawiązanie z którąś w pełni normalnej relacji.
- Chciałbym kiedyś poznać dziewczynę, która polubi mnie jako zwykłego człowieka. Nie jako gwiazdę, tylko zwykłego, prawdziwego mnie - westchnął, podpierając głowę o dłoń.
- Kiedyś poznasz. Zobaczysz, że tak będzie. - Posłałem mu smutny uśmiech.
- Walić to. - Machnął lekceważąco dłonią, a ja zmarszczyłem brwi, nie mając pojęcia, o co mu chodzi. - Prawdziwy problem spotkał mnie potem! Ta laska tak mnie wkurzyła, że od razu odprowadziłem ją do domu. Wiesz, może mnie zdenerwowała, ale o tak późnej porze trudno to o podejrzanych typków na ulicy? No więc, po odprowadzeniu, jako że było dosyć wcześnie, wybrałem się do innego klubu, takiego blisko centrum miasta. I wiesz, co się tam stało?!
- Zapewne zaraz się dowiem.
- Kelnerka nie chciała mi sprzedaż piwa! Rozumiesz to?!
- Twój urok na nią nie podziałał? - spytałem, szczerze rozbawiony tą sytuacją. Rzadko się zdarza, że jakaś dziewczyna opiera się zalotom mojego brata.
- Też mnie to zdziwiło! Przez całą noc nie miałem w ustach ani grama, ba, nawet kropli alkoholu, bo ta fanka, co mnie tak wcześniej wkurzyła, to jakaś abstynentka chyba była. Zresztą, mniejsza o alkohol! Wróćmy do barmanki. Byłem miły, czarujący... Dlaczego się jej nie spodobałem? Jak to - przerwał, pokazując na swoją twarz - może się komuś nie podobać?
- Wziąłeś od niej numer, co nie? - spytałem, przerywając mu monolog o tym, jaki to jest cudowny. Rocky skromnością nie grzeszy, ale jego oburzenie tym, że inni nie zauważają jego wspaniałości potrafi naprawdę doprowadzić człowieka do łez.
- Oczywiście, że tak. Zakazany owoc smakuje najlepiej. - Poruszył brwiami, uśmiechając się do mnie chytrze. - No więc, nie licząc tej ślicznej kelnerki, wieczór był dosyć nieudany. Najpierw nie pozwalacie mi urządzić imprezy w domu, potem jakaś fanka udaje miłą tylko po to, żeby się do mnie zbliżyć, a na koniec jakaś dziewczyna opiera się mojemu urokowi. Powiedz mi, czy coś zrobiłem źle, bo może to jakaś karma od losu, hm?
- Kto to wie... - westchnąłem, kładąc się na sofie. Lubię te nasze poranne rozmowy. Pobudzają do życia lepiej niż kawa, a można się przynajmniej pośmiać lub dowiedzieć nowych ciekawych rzeczy o własnym rodzeństwie.
- Tak z ciekawości, kiedy przyjeżdża Lisa?
- A kiedy jest trzeci lipca? - spytałem.
- Jutro.
- Więc jutro.
- A Sophie?
- Za kilka dni.
- Myślisz, że to będzie dziwne? Wiesz, mieszkanie w domu z dwoma obcymi dziewczynami? - spytał, a w jego oczach pojawiły się iskierki podniecenia i ciekawości.
- Nie sądzę. Z Lisą znamy się od dziecka, kąpała się z Rossem w jednej wannie! A Sophie to siostra Ratliffa, a wiesz, że są do siebie w miarę podobni - oznajmiłem, wpatrując się w sufit. Skąd tam ta czerwona plama?
- Jeszcze jedna para dziwnych skarpetek w domu? - zaśmiał się Rocky.
- Jeszcze jedna osoba wyjadająca cały zapas jedzenia z lodówki.
- U nich to chyba rodzinne. - Rocky wzruszył ramionami, po czym podniósł się z fotela. - Posłuchaj, idę się teraz umyć i przebrać, ale chciałbym ci później pokazać taką melodię. Wpadła mi do głowy podczas wracania do domu, chcę spróbować ją zagrać. Pomożesz?
Czasami wciąż nie mogę uwierzyć w to, jak bardzo Rocky zaraził się pasją do muzyki. Od zawsze wiedziałem, że w jakiś sposób go to pasjonuje, ale nie sądziłem, że zabrnie w tym wszystkim tak daleko! To on odważył się zaproponować nam założenie zespołu, to z jego intencji robimy to, co robimy i jesteśmy tym, kim jesteśmy. Cieszę się, że mogę dzielić z nim wspólną pasję. Momenty, w których siadamy obok siebie z instrumentami i próbujemy coś zagrać utwierdzają mnie w przekonaniu, że w pewien sposób przez te wszystkie lata utworzyła się między nami jakaś więź, której nic nie jest w stanie rozerwać. Nie wyobrażam sobie pisać tekstów z kimś obcym albo łączyć akordów z inną osobą. Muzyka to coś, co łączy mnie z Rocky'm i mam nadzieję, że tak będzie już na zawsze. Chciałbym posiadać jakąś wspólną cechę, pasję czy obiekt radości z każdym członkiem mojego rodzeństwa.
- Z chęcią. Jestem ciekawy, co tam wymyśliłeś.
- Okay, to ja lecę.
- Nie utop się przypadkiem - zaśmiałem się, kiedy wychodził z pokoju. Próbowałem obrócić tę uwagę w żart, ale tak naprawdę bałem się, że coś może sobie zrobić. Bycie ostrożnym nikomu jeszcze nie zaszkodziło.
- Idę pod prysznic, a nie pływać w Missisipi. - Przewrócił oczami, po czym pobiegł na schody.
Naprawdę nie rozumiem, dlaczego Rocky'ego i Rydel zawsze irytują moje rady. To chyba dobrze, że się o nich troszczę. Wolę dmuchać na zimne niż potem patrzeć na ich cierpienie. Kiedy próbuje troszczyć się o Rossa, ten zawsze bierze pod uwagę moje rady i uwagi, więc nie są one aż tak beznadziejne. Przecież ja się tylko o nich martwię, nie mogę pozwolić, żeby któremuś z nich stała się krzywda, to moje rodzeństwo! Jest liczne, a to sprawia, że martwię się o nie jeszcze bardziej. Moja troska i opiekuńczość wynikają z miłości. Bo gdyby któremuś z nich przytrafiło się coś złego, to nigdy bym sobie tego nie wybaczył.

#Ratliff

- Dzień dobry - przywitałem się z Rydel, która opuszczała właśnie swoją łazienkę. Dom naszego zespołu składa się w sumie z trzech pięter (coś a' la piwnica, tyle że jest umeblowana, czysta i przeznaczona do prób zespołu, parter, czyli salon, jadalnia, kuchnia i inne miejsca, z których mógłbym nigdy nie wychodzić oraz pierwszego piętra, czyli miejsca, w którym znajdują się wszystkie nasze sypialnie i niewielki taras z widokiem na ocean) i strychu, dużego ogródka za i podjazdu przed budynkiem oraz dwóch garaży, w których swoje samochody chowają Riker i Rydel, czyli jedyne osoby, które obecnie posiadają w naszym gronie prawo jazdy. I własny samochód, co w sumie aż tak bardzo mi nie przeszkadza, bo lubię ich wykorzystywać jako własnych szoferów. Na najwyższym piętrze, oprócz naszych pokoi znajdują się trzy łazienki - jedna należy do Rydel, druga do Rikera i Rossa, a trzecia do mnie i Rocky'ego. I swoją właśnie opuszczała blondynka.
Rydel jak zwykle postanowiła umyć jedynie przed śniadaniem zęby, aby nie zabić nas nocnym oddechem jak od wampira po polowaniu, ale postanowiła zostać w swojej piżamie, składającej się z krótkich kraciastych spodenek (uwielbia je) oraz zbyt dużej bluzki, prawdopodobnie podkradzionej od jednego ze swoich braci. Nie zdziwiłbym się, gdyby była nawet moja. Blondynka nie do końca wie co to przestrzeń osobista i jest na tyle bezpośrednia, że potrafi grzebać w twojej szafie, a kiedy pojawisz się w pokoju, to zamiast przeprosić, zacznie na ciebie wrzeszczeć, że przeszkadzasz jej w darmowych zakupach. Na początku naszej znajomości ona krępowała się pokazywać mi w samej piżamie, a ja nie lubiłem, gdy pożyczała sobie (bo ona tak to nazywa) moje ubrania, ale w końcu oboje przywykliśmy do tej dziwnej relacji.
- Jest środowy poranek, a ja nie musiałam zrywać się z łóżka o nieludzkich godzinach, żeby udzielić wywiadu, zagrać koncert lub pojechać do wytwórni. Leżałam natomiast w łóżku i z dumnie uniesioną głową wpatrywałam się w dzwoniący budzik, który nastawiłam sobie wczoraj tylko po to, aby móc go dzisiaj z satysfakcją wyłączyć i spać dalej. Ell, ten dzień jest zdecydowanie dobry. A jeśli ty lub mój młodszy braciszek zrobicie mi śniadanie, to będzie jeszcze lepszy. - Uśmiechnęła się szeroko, a jej oczy brązowe jak roztopiona czekolada były szczęśliwie zmrużone. Nigdy nie wiedziałem, dlaczego mężczyźni wolą blondynki, dopóki nie poznałem Rydel. Uwielbiałem je blond włosy, które nawet bez uczesania wyglądały dobrze.
- Zobaczymy, co da się zrobić. Riker i Rocky pewnie już siedzą na dole - oznajmiłem, opierając się o ścianę.
Patrząc tak na Rydel, rozmyślałem o tym, co się przydarzy w ciągu przyszłych dni. Ona nie będzie już jedyną dziewczyną w domu, jedyną dziewczyną w naszym towarzystwie, jedyną osobą, która więcej ma pod bluzką niż w spodniach. Lisy nie znam. Nie widziałem jej nigdy, a przynajmniej nie na żywo. Może raz posłałem jej uśmiech podczas jednej z rozmów na Skype, które Ross prowadził z nią godzinami. Mieszkali w różnych stanach, ich życia różniły się od siebie, mieli więc wiele tematów do rozmów. Ona opowiadała o tym, jak zmienili się starzy znajomi Lynchów oraz co ciekawego działo się ostatnio w Littleton, a on mówił o koncertach, spoilerował nowymi piosenkami i godzinami rozlewał swe żale na temat braku przyjaciółki u jego boku. Sophie to co innego. Jest moją siostrą i chociaż od przeprowadzki do wspólnego domu z Lynchami przestałem się z nią tak często widywać, to nigdy o niej nie zapomniałem. Niektóre więzi są tak silne, że nic nie jest w stanie ich rozdzielić. Gdyby nie data urodzenia, śmiałbym podejrzewać, że ta ruda wiewiórka jest moją bliźniaczką. Z nikim nie potrafiłem nigdy znaleźć tak dobrego kontaktu jak z nią. Właściwie, od dziecka wolałem przyjaźnić się z dziewczynami. I nie chodzi o to, że miałem jakieś braki w męskości lub jakieś zaburzenia moralne. Miałem kolegów i często się z nimi spotykałem, ale nie przeszkadzało mi towarzystwo dziewczyn. Zupełnie tak, jak Rocky. Różnica polega na tym, że on dziewczyny traktuje jak kandydatki na swoje partnerki, a ja jak przyjaciółki. Uwielbiam mieć przyjaciół. Ogólnie lubię po prostu ludzi - spędzać z nimi czas, czy to na rozmowach, czy może grach, podczas których rozmawiamy przez słuchawki. Samotność jest dla mnie równie okropna co zgubiona ładowarka do telefonu.
Rydel prychnęła, wyrywając mnie z zamyślenia.
- Wciąż nie wierzę, że Rocky potrafi spędzić cały poranek w towarzystwie tego nadopiekuńczego nudziarza, nie zasypiając przy tym z otwartą buzią i cieknącą z niej śliną. To mogłoby być zabawne.
Widziałem kiedyś szatyna śpiącego w ten sposób. Głowa przekrzywiona do tyłu, buzia otwarta tak szeroko, że ma się wrażenie, iż zaraz wypadnie z zawiasów i klejąca się ciecz, zwisająca z kącików między wargami. Zdecydowanie, jeśli Rocky przyprowadzi kiedyś na noc dziewczynę, to radzę mu obudzić się przed nią, inaczej zwieje stąd jeszcze szybciej niż się pojawiła. Być może dlatego chłopak nigdy jeszcze tego nie zrobił.
Wzdrygnąłem się na samą myśl. O śpiącym Rocky'm, oczywiście. Gdyby jakaś dziewczyna próbowała od niego uciec, zawsze mógłbym ją załapać, pocieszyć i zaprowadzić do mojego pokoju.
- Może gadają o piosenkach? Może to właśnie o świcie powstają nasze największe hity? - zgadywałem, wzruszając ramionami.
- Towarzyszyłam im kiedyś w takiej rozmowie.
- Czekaj - przerwałem jej. - Wstałaś o tak wczesnej porze, żeby tylko posłuchać, o czym gadają?
- Nie zrobiłam tego celowo. Pełny pęcherz nie sprzyja spokojnemu spaniu, a potem nie potrafiłam wrócić już do łóżka - wyjaśniła, a ja skinąłem głową. - Wracając do tematu; zazwyczaj Rocky zwierza mu się ze swoich nocnych wycieczek, a Riker widocznie jest tak znudzony swoim życiem, że lubi posłuchać o czyimś, byle tylko jego marna egzystencja mogła nabrać trochę blasku. Nie jest świadomy, że na to już dawno za późno - powiedziała, nie przerywając ani na chwilę. Chciałem zaprzeczyć i stanąć w obronie blondyna, w końcu to mój przyjaciel, ale to by nic i tak nic nie dało. Kłótnia z Rydel jest jak walenie głową w mur. Będzie drążyć temat dopóki nie udowodni ci, że się mylisz, a ona ma rację. Będzie się upierać przy swoim nawet wtedy, kiedy to ona będzie w błędzie. Taka już jest. Zawsze musi mieć rację i zdecydowanie lubi, kiedy tak właśnie się dzieje.
- Aha.
- To jak będzie z tym śniadaniem? - spytała, obdarowując mnie kolejny raz swoim uśmiechem. Zawsze się uśmiecha, kiedy czegoś chce. Zazwyczaj wtedy udaje też słodką dziewczynkę, która powinna nosić dwa kucyki i trzymać w rękach wielkiego lizaka, a nie wbijać w ciebie słowa niczym noże, jeśli tylko (według niej) ją wkurzysz. W tym jednym przypomina mi Sophie. Ciekawe, kiedy przyjedzie...
- Zejdźmy na dół, a się przekonamy.
 W kuchni siedzieli już wszyscy - Ross, Riker i Rocky - jedząc swoje śniadania i rozmawiając na mniej lub bardziej ważne tematy. Żadne z nich nie zauważyło naszego wejścia, dopóki Rydel nie oznajmiła, że ma na tyle kijowych braci, że nawet nie pomyślą o zrobieniu jej śniadania. Kiedy wyjaśnili jej, że nie wiedzieli, kiedy wstanie, ta zaczęła się śmiać i powiedziała jedynie:
- Uwielbiam momenty, w których bierzecie na serio moje humory.
- Co jemy? - spytałem.
- Ty gotujesz, więc ty wybierasz. Aż taką egoistką nie jestem - powiedziała, po czym po sekundzie starła wyimaginowaną łzę z kącika oka. - Rozbawiłam samą siebie tym tekstem.
- Omlet? - zaproponowałem.
- Na słodko.
- Z truskawkami.
- I do picia woda.
- Wiesz dobrze, że wolę herbatę.
- W takim razie ja zaparzę herbatę, którą posłodzisz zapewne trzema łyżeczkami cukru, bo tobie kalorie nie szkodzą, a ty zrób nam omlet na słodko z malinami, przez który będę musiała pójść wieczorem pobiegać, żeby nie przytyć ani grama więcej.
- Truskawkami - poprawiłem ją, zbyt dobrze znając jej zagrywki, by móc dać się nabrać.
- Dobra, masz mnie. Jaką chcesz herbatę?
- Owocową.
- To już robię - powiedziała, sięgając do szafki. Kiedy uniosła rękę do góry, jej bluzka podwinęła się do góry, odsłaniając przy tym delikatnie zaokrąglony, ale moim zdaniem wciąż szczupły, brzuch. Dopiero głos Rocky'ego wyrwał mnie z zadumy;
- Tylko użyj czajnika, nie mikrofalówki.
Za ten tekst dostał od blondynki po głowie, a ja zająłem się wreszcie przygotowywaniem jedzenia. Gotowanie jest dla mnie dosyć przyjemnym zajęciem. Robię machinalne i stałe rzeczy, czasami pozwalając sobie na trochę kreatywności, a moja głowa wchodzi wtedy w taki specyficzny trans, zapełniając się myślami na każdy temat. Dokładnie tak, jak przed spaniem, kiedy to leżysz w łóżku i zamieniając się w filozofa, zaczynasz myśleć nad tym, dlaczego czerwony jest czerwonym, dlaczego tylko do zestawu dla dzieci w McDonald's dodają zabawki, dlaczego Noe wziął ze sobą na arkę tego ostatniego komara (totalna głupota). Czasami myślisz też o mniej lub bardziej ważnych tematach. Najgorsze jest to, że nie zawsze decyzja należy do ciebie. Istnieją rzeczy, takie jak nasze umysły czy terminy ukazania się najnowszych części gier na konsolę, nad którymi nie możemy zawsze panować. Zdarza się, że nasz umysł jest tak czymś zafascynowany czy zaaferowany, że nie potrafi przestać o tym myśleć. Przecena w sklepie. Głupawy dżingiel do reklamy w telewizji. Rozmowa z przyjacielem. Nowa praca. Zmarła sąsiadka. Ciekawy smak lizaka. Zadanie domowe. Ładna dziewczyna z warzywniaka. Premiera nowego albumu twojego ulubionego zespołu. Czasami coś wydaje się dla nas tak bardzo ważne, że nie tyle co chcemy skupić na tym całą swoją uwagę, ale wręcz czujemy, że musimy to robić. Gorzej, jeśli to dzieje się wbrew naszej woli. Bo o nie wszystkich sprawach chce się pamiętać, a tym bardziej myśleć o nich przez cały dzień.
Kiedy omlet był gotowy, położyłem go na talerz i przekroiłem na pół, aby podzielić się z Rydel. Moja herbata stała już na stole, stygnąc, abym nie poparzył sobie (ponownie) języka. Wyciągnąłem jeszcze sztućce z szuflady i podałem talerz dziewczynie. Wyciągając po niego ręce, miałem wrażenie, że radość i entuzjazm rozsadzą ją od środka. Albo była aż tak głodna, albo dostała okres, a z doświadczenia wiem, że dziewczyny potrafią wtedy cieszyć się z uwięzionego kotka na drzewie, bo liczą na to, że wyrosną mu skrzydełka i odleci ku niebu, a z jego tyłka będzie wychodzić tęcza, zupełnie jak w tej grze, Nyan Cat. Dorastanie z siostrą ma swoje plusy i minusy. Nie jestem do końca pewny, do której kategorii zaliczają się okresowe historie.
- Ross, co ty masz na palcach?! - spytałem, przełykając herbatę. Blondyn uniósł dłonie do góry, a ja mogłem dokładniej przyjrzeć się srebrnym pierścionkom, które zdobiły jego place.
- Od fanek, przecież zawsze je noszę. - Wzruszył ramionami. - Poza tym, naprawdę je lubię. Wiecie, to tak jakbym był połączony z fankami. To daje mi poczucie, że jestem blisko nich, że są przeze mnie docenione, że mogę im pokazać, jak wiele dla mnie znaczą. Niestety, mam za mało palców, żeby założyć wszystkie naraz - unikał tematu.
- Żartujesz sobie? Na każdym palcu masz trzy! - powiedziałem i dopiero wtedy reszta towarzystwa zwróciła uwagę na place młodszego brata. Speszony schował dłonie pod stolik. - Kiedyś nosiłeś góra dwa na jednej dłoni!
- Ross, fanki ci coś znowu gadały?
- Często rozmawiam z fanami, a przynajmniej staram się to robić.
To akurat prawda. Ross bardzo kocha naszych fanów, a jedyną rzeczą ważniejszą od nich, jest ich zdanie. Gdyby tego chcieli, zmieniłby w sobie wszystko, byle tylko ich uszczęśliwić. Problem w tym, że oni tego nie potrafią zawsze docenić. Poza tym, nigdy nie przyporządkujesz się wszystkim. Zawsze znajdzie się ktoś, komu coś nie będzie pasować. Próbując zadowolić wszystkich wokół, jedynie unieszczęśliwiasz i krzywdzisz samego siebie. Blondyn jest młody i czasem boję się, że kariera może źle się na nim odbić. Póki nosi pierścionki i słucha niektórych porad fanek jest w miarę dobrze, ale co się stanie, jeśli w przyszłości jego dobroć przemieni się w zwykłą depresję? Opinia fanów jest ważna, bo to dzięki nim w ogóle robimy to wszystko, to dla nich nie śpimy po nocach, pisząc piosenki, to dla nich wstajemy przed świtem, aby udzielić kolejnego wywiadu, to dla nich gramy koncerty, żeby móc bawić się razem. Ale jeśli zaczęlibyśmy się przejmować dosłownie wszystkim, co piszą o nas w internecie, równie dobrze moglibyśmy zamówić sobie nagrobki z datą urodzenia, śmierci i zdjęciem z młodości, na którym nikt nas pewnie nie pozna, ale przynajmniej dobrze wyszliśmy.
- Ross, dobrze wiesz, o co chodzi.
- Okay - westchnął, wiedząc, że jeśli teraz się nie przyzna, to Riker i tak wyciągnie to z niego prędzej czy później. Czasem jest nadopiekuńczy, ale potrafi pocieszyć. - Kilka fanek uznało, że to nie fair, że noszę tak mało pierścionków, bo to tak, jakbym dyskryminował resztę.
- Ross, przecież to kompletna bzdura! - oburzyła się Rydel, wymachując widelcem do góry i rozsypując kawałki omleta po całym stole.
- Nie możesz brać do siebie wszystkiego, co ci mówią. Nawet, jeśli wydaje ci się, że chcą dobrze, to nie zawsze mają rację.
- No chyba że mówią ci o tym, jaki to jestem przystojny. Wtedy na pewno mają rację - wtrącił Rocky, co wywołało uśmiech na twarzy wszystkich zgromadzonych w pokoju.
- My po prostu się o ciebie troszczymy - szepnęła Rydel, chwytając brata za upierścieniowaną dłoń.
- Wiem, dziękuję, wiem. I nie martwicie się. Jeszcze nie zwariowałem. I naprawdę lubię te pierścionki. Ale postaram się tak nie przejmować tym, co mówią o mnie inni - obiecał. Zawsze to robił. Nigdy słowa nie dotrzymywał. Ross jest jak studnia dobroci. Kiedy masz problem, lecz nie potrzebujesz rady, a po prostu wygadania się komuś, on cię chętnie wysłucha. Przyjmie na siebie nawet twoje najdziwniejsze sekrety. Możesz mieć pewność, że nikomu o nich nie powie. Natomiast kiedy myślisz, że gorzej już być nie może, on znajdzie przysłowiowe światełko w tunelu. Jego optymizm jest czasem przerażający, ale to dobrze. Wolę, żeby widział plusy nawet w odwołanym koncercie (takie jak to, że, to jego słowa, "możemy ten czas przeznaczyć na nagranie zabawnych filmików i wrzucenie ich do internetu, wiecie przecież, jak wszyscy kochali R5TV") niż ubolewał nad każdym pojedynczym chamskim komentarzem w internecie.
- Pamiętaj, że w razie czego masz nas. To dobrze, że próbujesz utrzymywać dobry kontakt z fanami, ale pamiętaj, że czasami każde z nas musi być trochę samolubne - powiedział Riker. Nawet Rydel rozumiała powagę sytuacji i nie skomentowała słów brata w żaden sposób, chociaż widziałem, jak kusiło ją, by coś odpowiedzieć.
- Dopóki nie zaczniesz sobie rwać przez nerwy z głowy tych ślicznych loków, złotowłosko, jesteśmy przy tobie. Łysy się już nam do zespołu nie przydasz - zironizował Rocky, ignorując poważne spojrzenie Rikera.
- Zapamiętam to sobie. - Ross posłał nam szczery uśmiech, po czym zaczął opowiadać o swoim dziwnym, lecz ciekawym śnie, jakbyśmy przed chwilą nie prowadzili naprawdę poważnej rozmowy, wyrzucając z siebie słowa niczym katarynka. Jedyne, co z niego zrozumiałem, to to, że wszyscy byliśmy jakimiś gwiezdnymi wojownikami. I ponoć miałem tam jakiś fajny zielony statek kosmiczny, fajny zielony miecz i fajną zieloną kosmitkę. Dlaczego mi nie śnią się takie odlotowe przygody?


***

Bum! :D
Cześć, czołem i nosem, który jest cały zakatarzony. Jeśli mam być szczera, to fajnie jest siedzieć w domu, ale zdanie zmienię, gdy wrócę do szkoły i zobaczę, ile rzeczy mam do nadrobienia/odpisania/zdania. Szkoła to złooo.
Okay, rozdział miał być dodany z dwa dni temu, ale mój mózg był przyćmiony i jedyne, co mogłam robić, to oglądać seriale w internecie. I wierzcie mi, to wcale nie był dobry pomysł. Nigdy nie zaczynajcie oglądać w środku roku szkolnego czegoś, co ma wiele sezonów, bo to może źle się dla Was skończyć. Sprawdzona rada.
Rozdział jest jaki jest. Osobiście bardziej podoba mi się perspektywa Ratliffa, ale to zapewne dlatego że jego postać w opowiadaniu jest mi bliższa. Nie to, żeby w prawdziwym życiu było na odwrót xd
Początkowe rozdziały będą wprowadzeniem do fabuły i zapoznaniem z charakterem bohaterów, ale mam nadzieję, że i tak się Wam spodobają. Zwłaszcza, że na przełomie 4. i 5. rozdziału wszystko zacznie się rozkręcać. Co mogę powiedzieć? Czekajcie, bo ta historia może otworzyć wam oczy na niektóre sprawy (lub doprowadzić do płaczu albo rozbawienia jest bezsensownością, zależy jak kto to wszystko odbierze).
A jak tam u Was? Cieszycie się życiem? Jeszcze tylko trzy miesiące do świąt! Umiem pocieszać, wiem, nie musicie dziękować. :) 
A, wiecie co powiem Wam jeszcze na koniec? ZA 9 DNI CI DEBILE BĘDĄ W POLSCE. Tsaaa, chyba wciąż to do mnie nie dociera. To co? Kto z Was idzie na koncert i kogo mam szansę spotkać? :D Jakby jakaś dziewczyna wbiegła na scenę, przytuliła się do Ratliffa i była ściągana stamtąd jedynie przez ochronę, to wiedzcie, że to ja. c:

~JuLien 

9 komentarzy:

  1. Swoją oponie już Ci przekazałam... Rozdział zajedwabisty. Podoba mi się perspektywa Ratliffa. Boże Ell to takie idealne porównanie mnie... Jeść mi się chce prawie zawsze( ale nie potrafię tak szybko spalać) i facetów traktuje jak kolegów. No nic czekam na next... Zdrowiej :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudowny rozdział!
    Naprawdę bardzo mi się podoba. Nie mogę się doczekać aż bardziej rozkrecisz akcję. :)
    Ja na koncert niestety nie jadę. :(
    Czekam na next. :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nominowałam cię do LBA!!! http://life-is-like-a-labyrinth-raura.blogspot.com/2015/10/lba-2.html?m=0

      Usuń
  3. Super rozdział :)
    Ell to też porównanie mnie. Jeść mi się też chcę cały czas:)
    Ja niestety na koncert nie jadę bo za daleko:( Ale może jak będzie za rok to pojadę; )
    Czekam na next :)
    I podoba mi się perspektywa Ratliffa;)
    I mam małe pytanie. Będzie w tym opowiadaniu Rydellington?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie rozumiem ludzi, którzy nie lubią jeść. To jest sens mojego życia ;p
      Mam plany względem Rydel, mam plany względem Ellingtona. Czy te plany są ich wspólne, czy może wręcz przeciwnie, dowiecie się w przyszłych rozdziałach. Nie będę spoilerować ;p

      ~JuLien

      Usuń
  4. Przecudny rozdział :)
    To co piszesz jest takie realistyczne, że najchętniej czytałabym to cały czas.
    Perspektywa Ella chyba wszystkim co to czytali najbardziej przypadła do gustu.
    Ja będę na koncercie, więc może się zobaczymy :)
    Pozdrawiam, zapraszam do mnie i czekam na next <3
    P.S. Mam nadzieję, że przytulisz Ellingtona na koncercie ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Zostałaś nominowana do TB :* Więcej na http://love-do-way-you-lie.blogspot.com/2015/09/tb.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozdział prze fantastyczny :*
      Przybywam z kolejną nominacją tym razem do LBA
      http://love-do-way-you-lie.blogspot.com/2015/09/lba.html

      Usuń
  6. Nominowałam Cię do LBA!
    Więcej info tutaj: http://opowiadanieraura.blogspot.com/2015/10/lba.html

    OdpowiedzUsuń