poniedziałek, 7 września 2015

1. I tak to się zaczęło


***


#Ross

Nic nie jest w stanie opisać uczucia wejścia na scenę. Słyszysz swoje imię, skandujące przez cały tłum ludzi, którzy jedynie pragną cię zobaczyć, posłuchać twojego głosu, dotknąć twojej dłoni, zrobić ci zdjęcie i śpiewać twoje piosenki. Krew w żyłach zaczyna buzować, wszystkie mięśnie się napinają, a serce przyśpiesza swoje uderzenia. To jest coś pięknego. Bycie w zespole to coś pięknego.
Ostatnie pięć lat z mojego siedemnastoletniego życia to zdecydowanie najdziwniejsze, co mnie kiedykolwiek spotkało. Zaczęło się od przeprowadzki do Los Angeles, a potem wszystko się jakoś potoczyło. Namawiając rodziców na ten wyjazd Riker nie podejrzewał nawet, że skończymy całą rodziną na jednej scenie, nie jako salowi artyści, a zespół. Wszystko zaczęło się w dniu naszej przeprowadzki. Rydel ciągle marudziła, że jest przeraźliwie smutna i znudzona. Mama namówiła więc ją na lekcje tańca w studiu The Rage. Jakoś tak wyszło, że kiedy podwoziliśmy ją na pierwsze zajęcia, nauczycielka uznała nas za uczniów. W ten sposób wkręciliśmy się na lekcje. Jako że było to dosyć ciekawe doświadczenie, zostaliśmy. I przez następne kilka miesięcy spalaliśmy kilogramy na zajęciach tanecznych. Gdzieś po drodze Rocky i Riker zaczęli ćwiczyć grę na gitarze. Z dnia na dzień amatorskie zainteresowanie zmieniło się w kilkugodzinne siedzenie w pokoju z muzycznym sprzętem. Nawet nie wiem, kiedy wkręcili w to i mnie. Ku zaskoczeniu wszystkich, to nie Riker, a Rocky najbardziej z nas wszystkich pokochał to wszystko. Jego miłość do muzyki doprowadziła do pewnej idei - chęci założenia zespołu. Jedyne, czego nam brakowało, to perkusisty. Ryland nie palił się do udziału w tym wszystkim, a moi starsi bracia mieli zamiaru zmuszać go, zwłaszcza, że byli zmęczeni długimi rozmowami z Rydel, która z początku nie chciała brać udziału w niczym co ma jakikolwiek związek z Rikerem. Ich relacja, chociaż przez te kilka lat się polepszyła, wciąż pozostawia wiele w od życzenia. Dziewczyna wciąż w pełni nie wybaczyła mu tego, że wyjechaliśmy z Littleton, cały czas obwinia go o wszystko. Wracając; jedyne, czego nam brakowało, to osoba potrafiąca grać na perkusji. Kiedy myśleliśmy, że nasz pomysł podupadnie jeszcze szybciej, niż powstał, na naszej drodze stanął Ellington Ratliff. Rat to wiecznie uśmiechnięty chłopak, do którego jedynie można się przytulić. Poznaliśmy go właśnie w tym studiu tańca - The Rage - w którym pojawiliśmy się z przypadku. Co prawda nie rozstaje się ze swoim IPhonem, ale to nie przeszkadza mu w muzycznej pasji, którą jest gra na perkusji. Spadł nam jak z nieba. Dodatkowo, jego nazwisko zaczyna się na literę "r", co bardzo ułatwiło nam w wymyśleniu nazwy zespołu. Kiedy już wszystko dograliśmy i zaczęliśmy się częściej spotykać i próbować naszych sił w muzyce, machina ruszyła. Wrzucaliśmy filmiki na YouTube, występowaliśmy na festynach, mniejszych przedsięwzięciach i w miejskich klubach, udzielaliśmy krótkich wywiadów dla mało znanych stacji... Jeździliśmy tam, gdzie ktoś nas chciał. Z każdym dniem na ulicy zaczęło rozpoznawać nas coraz więcej ludzi. Potem podpisaliśmy kontrakt z wytwórnią płytową, a ja zacząłem grać w serialu na kanale Disney Channel - Riker mnie do tego namówił. Jest starszy, więc wie, co dla mnie najlepsze. Była pierwsza trasa, pierwsza EP, pierwsza płyta. I po tych pięciu latach jesteśmy tu, gdzie jesteśmy. Po pierwszej światowej trasie, mamy krótki występ między Austinem Mahone i 5SOS na światowej gali muzycznej w pierwszy dzień wakacji. I wchodzimy na scenę nie jako pięciu zbłąkanych muzyków, ale całość. Przez te kilka lat staliśmy się R5.
- Najpierw gramy "Heart Made Up On You", potem "Easy Love", a na koniec "Loud", jasne? - powiedział Riker. Wszyscy ustawiliśmy się w kółku jak przed każdym koncertem i wyciągnęliśmy dłonie przed siebie.
- Czaimy, szefie. - Rocky mrugnął do blondyna, posyłając mu szeroki uśmiech.
- Rozsadzimy tę publiczność! - zawołał Ellington, co wywołało głośny śmiech ze strony mojej siostry.
Muszę przyznać, że Ratliff jest naszym małym pojemnikiem energii. Kiedy któreś traci wiarę i chęci, on powoduje, że każdy odzyskuje werwę i radość.
- Jak zwykle - prychnęła Rydel, poprawiając czarną sukienkę z tiulem u dołu. Ostatnio coraz częściej wchodzi na scenę albo ubrana w coś takiego, albo zwykłe, dziurawe rurki i tutu. Chyba zatęskniła za dawnym stylem.
- Ostatnie show - zaczął Riker.
- Ostatni raz - dodał Ratliff. Właściwie powinienem ując to zdanie jako "wykrzyczał Ratliff".
- Razem - powiedziałem, czując pulsującą krew w moich tętnicach. To się zaraz wydarzy, to się zaraz wydarzy, to się zaraz wydarzy...
- Zrobimy to. - Szczerze uśmiechnęła się Rydel.
- Na trzy - oznajmił Rocky, ciesząc się na to, co za chwilę nastąpi.
- Raz...
- Dwa...
- Trzy!
- Ready Set Rock!
Bum! Nareszcie! Mógłbym skakać pod sufit, gdybym tylko mógł, ale chyba nie dałbym rady, bo w tym pomieszczeniu jest on dosyć wysoko... Zawsze przed występem, nawet takim przed rodzicami, rozpiera mnie energia i radość! Ciekawe, czy wszyscy artyści tak traktują to wszystko. A może tylko ja jestem takim wariatem? Hm, chociaż czy moje zachowanie podpada pod wariactwo? A może to zwykłe szczęście? Czy ludzi zbytnio szczęśliwych można nazwać wariatami? Muszę się uspokoić, bo rozczaruję publikę, a tego bym nie chciał. A co jeśli fani wezmą mnie za osobę, która zdecydowanie nie ma równo pod sufitem? Właśnie, coś wysoko ten sufit...
Przed wejściem na scenę złapałem jeszcze na chwilę kontakt wzrokowy z Rikerem. Widząc mój niepokój, posłał mi szeroki uśmiech, który od razu odwzajemniłem.
Robiłem to już setki razy i chociaż wiem, że wszystko pójdzie dobrze i jak zwykle damy czadu, to i tak trochę się boję. Zawsze odczuwam strach, że coś zawalę i rodzeństwo będzie na mnie złe.
Z racji tego, że niedawno do internetu wpłynęła nasza nowa EP, składająca się z czterech utworów, na każdym koncercie gramy je, aby ją wypromować. Nie narzekam. Jest ona bardziej w naszym stylu niż pierwszy album. Cóż, pisząc piosenki do Louder próbowaliśmy się wybić, dopiero zaczynaliśmy. Dodatkowo wtedy grałem jeszcze w serialu, co oznaczało, że studio kontrolowało każdy nasz ruch. Lecz teraz, kiedy nagrywanie 3 sezonu Austina i Ally się skończyło, możemy tworzyć taką muzykę, jaką chcieliśmy tworzyć od początku. Oczywiście, wciąż mamy w sobie coś z muzyki pop, ale przynajmniej w niektórych momentach słychać rocka. Czyli takie brzmienie, na którym zależało nam od początku. Uwielbiam aktorstwo, praca na planie i spędzanie czasu z tymi zabawnymi ludźmi to coś wspaniałego, ale muzyka jest tym, co chcę robić w życiu. I dlatego jestem wdzięczny losowi za danie mi tak wspaniałego rodzeństwa. Dzięki nim mogę być częścią czegoś większego, czegoś ważniejszego.
Kiedy tylko weszliśmy na scenę, pisk fanek rozległ się w całym mieście. Przynajmniej takie odniosłem wrażenie. Podszedłem do mikrofonu i przymknąłem na chwilę oczy.
Będzie dobrze, Ross. Będzie dobrze. Nawet jeśli coś zawalisz, to rodzeństwo ci pomoże. Zawsze ci pomogą, zawsze możesz na nich liczyć. Nie zostawią cię samego, poradzisz sobie dzięki nim i dla nich.
Do moich uszu dotarły pierwsze dźwięku gitary. Oznacza to, że czas przestać zastanawiać się nad własną egzystencją i otworzyć usta, z których wydobędzie się uwielbiony przez wiele dziewczyn głos. Muszę przyznać, że czasami nie dociera do mnie to, że tyle osób mnie zna. Gdy myślę o tym, że wieszają sobie moje zdjęcie nad łóżkiem, ogarnia mnie zdziwienie, chociaż dla wielu osób jest to zupełnie normalne. Dla mnie nie. Czasami nie rozumiem tego uwielbienia, bo chociaż staram się optymistycznie patrzeć na świat, to fakt, że w jakiś tam sposób jestem sławny, mnie przeraża. Lecz gdy zacznę śpiewać lub grać, tańczyć i wygłupiać się, wszelkie obawy znikają. Wtedy nie jestem tym zwykłym Rossem, który prosi mamę o pomoc w praniu. Szalejąc na scenie zmieniam się tego sławnego Rossa Lyncha, na którego widok fanki mdleją. I muszę przyznać, że ta przemiana jest wspaniała. Dopiero w trakcie koncertów mogę pokazać to, jaki naprawdę jestem. Mogę szaleć, śmiać się i bawić, robiąc to, co kocham, z tymi, których kocham. I jeszcze mi za to płacą!
Pierwsza piosenka się skończyła i nim się zorientowałem, moje usta dotykały mikrofonu, a w głośnikach rozbrzmiał mój głos:
- I jak się bawicie, Los Angeles?
Odpowiedział mi pisk. Zakładam, że jest to twierdząca odpowiedź. Chłopcy, jak to mają w zwyczaju, zaczęli się między sobą droczyć. Ja także od czasu do czasu wtrącałem jakiś komentarz, mając nadzieję, że nie wyjdę na natrętnego.
- Następną piosenkę wszyscy zdecydowanie znacie, chcę was usłyszeć, LA! - krzyknął Riker. I ponownie rozbrzmiał pisk. Normalka.
- Zwłaszcza chcemy usłyszeć wszystkie piękne panie, może głos którejś z was mnie urzecze - dodał od siebie Rocky, poruszając brwiami, co według niego jest dosyć seksowne. Ja mam odmienne zdanie na ten temat, ale dziewczynom z widowni się chyba spodobało, bo zapiszczały jeszcze głośniej niż podczas mojego pytania.
Zapamiętać: nigdy nie podważaj sposobów Rocky'ego na podrywanie dziewczyn, bo w całych Stanach Zjednoczonych nie ma faceta, który lepiej rozumie kobiety. Zazdroszczę mu tej pewności siebie. Moje relacje z dziewczynami kończą się zazwyczaj na przyjaźni. Wynika to głównie z tego, że nie spotkałem jeszcze tej jedynej. A wierzę, że kiedyś ją spotkam. Po prostu stanie na mojej drodze i nawet, jeśli nic nie powie, to ja i tak będę wiedział, że to ona. Bo kiedy spotykasz swoje przeznaczenie, to nie jesteś w stanie go przeoczyć.
Piosenka "Easy Love" zawsze jest szansą do tańca na scenie. Między innymi dlatego uwielbiam ją śpiewać. Daje mi niezłego powera do dalszych występów, jest po prostu bardzo optymistyczna. Po kilku niekoniecznie w pełni kulturalnych ruchach, śpiewaniu z publicznością i ogólnej radości, przyszła pora na ostatni utwór - Loud. Tym razem nie musieliśmy nic mówić - cała widownia śpiewała z nami. Nie wiem, co w tej piosence takiego jest, ale dosłownie wszyscy ją kochają. Łącznie z nami. Na koniec powiedzieliśmy jeszcze kilka zabawnych słów, pożegnaliśmy się z publiką i zeszliśmy ze sceny.
- Widzieliście, ile osób tam siedziało?! To było niesamowite! - wykrzyknąłem, skacząc kilka metrów nad ziemię. Zazwyczaj zanim dojdę po występie do siebie, mija godzina, w trakcie której energia rozpiera mnie od środka, a ja nie potrafię zapanować nad własną radością. Jak to ujęła Rydel: jest to równie wkurzające, co urocze i zabawne. Zabawna część to ta, w której zderzam się z kimś lub czymś i Riker musi się za mnie tłumaczyć. Bo od czego się ma starszego brata? - Wszyscy śpiewali i skakali, i uśmiechali się, i bili brawo, i bawili się po prostu fantastycznie! I ja też bawiłem się fantastycznie! To było fantastyczne!
- Gdyby te fanki nie rozszarpały mnie od razu na drobne kawałki, najchętniej wybrałbym się pod scenę. Nawet nie wiecie, jaka śliczna dziewczyna tam stała! - westchnął Rocky, łapiąc się za serce.
- Wierz mi, wiemy. Przez wszystkie trzy piosenki się na nią gapiłeś, bracie. - Ellington uśmiechnął się, po czym poklepał przyjaciela po plecach.
- Cicho siedź, Ratliff. Byłem subtelny, ona zapewne się nie zorientowała.
- Twoja subtelność równa się jedynie poziomowi twojej inteligencji - zironizowała Rydel, a Rocky spojrzał na nią dumnie.
- Czyli jest bardzo wysoka, księżniczko? - spytał z typowym dla siebie błyskiem w oku.
- Strzelaj dalej! - zaśmiała się. Rocky nie byłby sobą, gdyby nie odpłacił się za tę obelgę. Momentalnie się na nią rzucił i nim Rydel zdążyła jakkolwiek zareagować, chłopak chwycił ją w pasie i zaczął łaskotać po brzuchu. Śmiała się tak głośno, że miałem wrażenie, iż zaraz zagłuszy występujący po nas zespół.
- Uspokójcie się, bo zaraz nas stąd zgarną! - upomniał ich Riker. Rocky nie przestawał jednak łaskotać naszej siostry. Najstarszy musiał zwrócić im uwagę jeszcze dwa razy, żeby wreszcie przestali się wygłupiać.
- Riker Lynch jak zawsze potrafi skutecznie zepsuć jakąkolwiek zabawę i stłamsić ją w zarodku. Powszechnie znany, przez nikogo nie kochany - powiedziała Rydel, obdarzając brata jednym ze swoich typowych morderczych spojrzeń, które przeszywają człowieka na wskroś i wpędzają go albo w poczucie winy, albo w poczucie strachu. I szczerze nie wiem już, co gorsze.
- To było wredne - uznał Ellington, wbijając palec w żebro dziewczyny. Posłała mu uśmiech, bo wiedziała, że próbuje jedynie załagodzić sytuację. Po odwróceniu wzroku na Rikera, z powrotem opuściła kąciki ust. I z szalonej, wiecznie rozbawionej Rydel, zmieniła się w wredną, straszną Rydel, z którą żadne z nas nigdy nie chce mieć do czynienia.
- To było szczere. - Wzruszyła ramionami, po czym zwinnie wyminęła nas wszystkich i skierowała się do naszej garderoby.
Rocky i Ellington przewrócili oczami, po czym ruszyli w ślad za blondynką, zapewne chcąc z nią pogadać. Ta trójka zawsze trzyma się razem, co nie jest do końca bezpieczne. Ze sprytem dziewczyny, pewnością siebie Rocky'ego i pragnieniem ciągłej zabawy Ellingtona tworzą wybuchową mieszankę. Ich pomysły zazwyczaj kończą się albo wybuchem śmiechu, albo wizytą na OIOM - ie. Różnie to bywa.
- Myślisz, że jej nastawienie kiedykolwiek się zmieni? - spytał Riker. Cóż, szczerze mu współczuję. Rydel jest naprawdę pamiętliwa, do tego ma ciężki charakter. Mimo iż przez większość dnia wygłupia się i śmieje, wystarczy chwila, by ją wkurzyć. Szczerze żałuję żywota osoby, która znajdzie się na czarnej liście mojej siostry, bo może być pewna, że przez długi czas nie zazna spokoju. A Riker znajduje na niej dokładnie pierwsze miejsce. - Nie chcę mieć z nią aż tak złego kontaktu.
- Wiesz, że jest pamiętliwa. - Położyłem mu dłoń na ramieniu, nie wiedząc, w jaki sposób mogę go jeszcze pocieszyć. Zazwyczaj, gdy muszę komuś pomóc, to właśnie Rikera proszę o radę.
- Jej pamiętliwość trwa aż pięć lat? - prychnął. - Naprawdę tego nie rozumiem. Okay, nie chciała wyjeżdżać, ale przecież ten wyjazd wyszedł jej na dobre. Dlaczego więc wciąż się o to na mnie gniewa?
Zastanowiłem się chwilę nad słowami starszego brata.
- Ona po prostu... Chowa głęboko w sobie taką jakby... urazę? Moim zdaniem ona nie jest zła o sam fakt wyjazdu. Nie znam się na psychologii aż tak dobrze, ale mam wrażenie, że prawdziwy powód złości jest schowany gdzieś głęboko w niej.
- W takim razie o co jest zła? - spytał.
- Tego już nie wiem - westchnąłem. Naprawdę mu współczułem. Riker ma w sobie coś takiego, że stara się każdemu pomóc i dla każdego być kimś w rodzaju starszego brata. Chce się nami opiekować, wspierać i być blisko nas, a Rydel odcina się od niego w każdy możliwy sposób. To go rani.
- Okay, koniec przejmowania się mną. Chodźmy lepiej do nich, zanim wpadną na pomysł urządzenia gry w zbijaka na mikrofony czy coś w tym rodzaju. - Uśmiechnął się lekko, co odwzajemniłem. Następnie razem ruszyliśmy w kierunku szatni.
Między innymi w ten sam sposób wygląda większość naszych koncertów. Najpierw naładowujemy się sporą dawką energii, potem wykonujemy kilka naszych rytuałów i szalejemy na scenie. Po występie, zazwyczaj Rocky zachwyca się fankami z widowni, Ratliff mówi coś zabawnego, a Rydel albo wtrąca jedną ze swoich sarkastycznych uwag, albo zaczyna się z nimi wygłupiać. Odpowiedzialny Riker próbuje ich uspokoić, co z kolei skutkuje tym, że blondynka się na nim wyżywa. I tak jest za każdym razem. Czasami kończy się to mniejszą lub większą kłótnią, jednak nikt nigdy się tym aż tak nie przejmuję, bo zazwyczaj albo w szatni, albo w samochodzie (w trakcie drogi do domu) wszyscy zaczynają żartować i droczyć się ze sobą. Po prostu się bawimy, co sprawia, że atmosfera znowu jest dobra. Bo na tym właśnie polega relacja naszej rodziny. Nie ważne czy się kłócimy, czy jesteśmy radośni - nigdy nie pozwolimy szaleć któremuś z nas w pojedynkę.

#Rocky

- Jeść, jeść, jeść, już dłużej nie wytrzymam! - zaśpiewałem na całą kuchnię wymyślony na poczekaniu tekst w rytmie utworu "Boys" Sabriny, mieszając zupę w garnku.
- Jeść, jeść, jeść, dajcie mi już jeść! - dodał od siebie śpiewanie Ratliff, obracając kotlety na patelni i poruszając przy tym rytmicznie biodrami.
Jedzenie w garnkach pachniało wspaniale, a ja miałem wrażenie, że jeśli mój żołądek nie przestanie robić salt, to z pewnością załapie się na przyszłą letnią olimpiadę. Zazwyczaj nie pałam aż tak wielką miłością do jedzenia, w duecie moim i Ellingtona to on jest tą wiecznie głodną i nieprzeciętnie chudą osobą, ale po pierwsze, moim jedynym dzisiejszym posiłkiem było śniadanie, które jadłem osiem godzin temu, po drugie, dosłownie przed chwilą szalałem na scenie, co naprawdę spala wiele kalorii i po trzecie, mężczyzna ma prawo dobrze zjeść.
- Uwielbiam z tobą gotować, lisku - skomplementowałem mojego przyjaciela, bo takie słowa wypowiedziane przeze mnie naprawdę są komplementem.
- Dzięki - zaśmiał się i przykręcił gaz.
- Teraz powinieneś powiedzieć, że ty też uwielbiasz ze mną gotować! - oburzyłem się, spoglądając na niego z wyrzutem.
- Stary, niektóre rzeczy są tak oczywiste, że nie trzeba wypowiadać ich na głos. Ale jeśli cię to pocieszy; Rocky, uwielbiam z tobą gotować.
- To najmilsze co usłyszałem od kogoś w ciągu ostatniej godziny! Załapałbyś się na ostatnie dwie, gdyby nie fakt, że po koncercie jedna z fanek powiedziała mi, że mam boskie włosy. - Wzruszyłem ramionami i wyciągnąłem z szafki dwie miski.
- Nie można się z tym kłócić - zaśmiał się chłopak, ściągając kotlety na talerz.
Nie rozumiem osób, które twierdzą, że miejscem kobiety jest kuchnia. Rydel ponoć nią jest, a ona gotuje wodę na herbatę w mikrofalówce. No, kiedyś tak robiła. Teraz nauczyła się korzystać z magicznego urządzenia o magicznej nazwie czajnik, ale wciąż zdarzają jej się różne kulinarne wpadki. Po pierwsze, zdecydowanie to nie ona jest dzieckiem, które odziedziczyło talent kucharski po naszej mamie, po drugie, nie lubi gotować, bo twierdzi, że to nudne i po trzecie, po ostatnim incydencie ze spaloną owsianką jakoś nikomu nie śpieszy się do zmuszania jej, aby przygotowywała nam posiłki. Ja natomiast, jako najbardziej męski mężczyzna w tym domu chętnie przejmuję pałeczkę kucharza, Ellington także jest całkiem dobry w te klocki. Dlatego zazwyczaj, gdy trzeba coś przygotować, zajmujemy się tym we dwójkę, mając przy tym naprawdę niezły ubaw.
- Ooo, już gotowe? - spytała uradowana blondynka, wchodząc do kuchni. Rydel pochyliła się nad moim ramieniem i opierając dłońmi o plecy, spojrzała na to, co gotowało się w garnkach. - Dlaczego wyciągnąłeś tylko dwie miski?
- Bozia rączki dała, Barbie ty moja? To sama sobie wyciągnij - powiedziałem poważnie, spodziewając się, że naprawdę nieźle ją to wkurzy.
- Jeszcze raz nazwiesz mnie Barbie, a pożałujesz tego - zagroziła, posyłając mi jedno ze swoich przerażających spojrzeń. Uśmiechnąłem się szeroko.
- Okay, już nie będę, Barbie - powiedziałem, za co oczywiście oberwałem po głowie. I tak było warto. - Poza tym, przecież ty nie lubisz jeść zup.
- Co racja, to racja. - Wzruszyła ramionami, po czym przeniosła swoje ręce na plecy Ratliffa. - A ty co dla mnie masz?
- Mięso - odparł przeciągle, unosząc talerz z naszym dzisiejszym obiadem przed jej twarz. Przymknęła powieki i wzięła głęboki wdech nosem, a kąciki jej ust od razu uniosły się do góry. - I jak?
- Cudnie! - odpowiedziała entuzjastycznie. - Rocky, dzisiaj wygrał Ellington.
Może i zdolności kulinarne Rydel są równe całkowitemu zeru, ale nie oznacza to, że dziewczyna nie lubi jeść. Ona to wręcz uwielbia! Pod tym względem idealnie pasuje do Ratliffa, z tą różnicą, że on je, ile chce i jest szczęśliwy, a Rydel marudzi po dosłownie każdym posiłku, że zapewne następnego dnia waga pod nią pęknie.
Po piętnastu minutach cały posiłek był gotowy, a nasze grono siedziało przy stole, zajadając się obiadem w takim tempie, jakby nie mieli nic w ustach przez prawie cały dzień. Prawdopodobnie działo się tak, bo rzeczywiście cały dzień nic nie jedli.
Ta myśl nie miała sensu.
- Kuchareczki się spisały - zażartował Ross, popijając kęs ziemniaków kilkoma łykami wody. Grunt to zdrowe odżywianie.
- Dziękuję, złotowłosko - powiedziałem, mrugając do brata. Następnie odłożyłem sztućce na talerz, wsparłem się na łokciach i spojrzałem z najpiękniejszym uśmiechem na jaki było mnie stać na mojego najstarszego brata.
- Uwaga, uwaga, albowiem Rocky Lynch czegoś chce - zaśmiała się Rydel, doskonale odgadując moje myśli. Riker posłał mi rozbawione spojrzenie.
- I dlatego tak się starałeś przy obiedzie? To miała być łapówka? - spytał Riker, próbując odgadnąć moje zamiary. Życzę mu powodzenia. Mój umysł jest nieprzenikniony, a zamiary tajemnicze niczym istnienie NASA.
- Niech no zgadnę, hm, chodzi o jakąś imprezę? - spytał Ratliff. Okay. Mój umysł jest zagadką dla wszystkich, oprócz mojego najlepszego przyjaciela. Przybiłem mu piątkę.
- Albo o dziewczyny - dodała Rydel. Okay. Ona też dosyć dobrze mnie zna, więc i ona zasłużyła na piątkę.
- Rocky?
- Zanim cokolwiek powiesz, zaczniesz tłumaczyć, że to nieodpowiedzialne i głupie, zakażesz wszystkiego i dasz jakiś szlaban...
- Naprawdę jestem aż tak straszny? - zaśmiał się Riker, a jego spojrzenie padło na Rydel, która z kpiącym uśmiechem zbierała się do powiedzenia czegoś, co zapewne mocno uderzyłoby w samoocenę blondyna. - Nie odpowiadaj.
- Dwie boskie fanki - zacząłem, podkreślając drugie słowo - dały mi swój numer. I pomyślałem, że moglibyśmy zrobić dzisiaj jakąś imprezę, wiecie, z okazji początku wakacji, czy coś. Co ty na to? - spytałem brata. Czasami czuję się dziwnie, pytając go o prawie wszystko i licząc na to, że wyrazi na coś swoją zgodę, ale po pierwsze, jest najstarszy, po drugie, wyprowadzając się rodzice kazali nam obiecać, że będziemy słuchać Rikera, a po trzecie, co niechętnie przyznaję, jest on odpowiedzialny, więc w jakimś tam stopniu liczę się z jego zdaniem.
- Rocky, wiesz, że normalnie nie miałbym nic przeciwko, nie chcę zgrywać dojrzałej niańki - powiedział, a ja przytaknąłem skinieniem głowy - ale tym razem nie sądzę, że to jest dobry pomysł.
- Co? Dlaczego? - westchnąłem, a dłonie opadły mi bezwładnie na kolana.
- Bo jutro przyjeżdża Lisa - wyjaśnił Ross, a ja miałem wrażenie, że dostał jakiegoś napadu radości, bo wraz z wypowiedzeniem tych słów zaczął się kręcić niespokojnie na krześle.
- I jeśli zrobisz imprezę, to doskonale wszyscy wiemy, że to nie skończy się dla tego domu za dobrze - dodał Riker, posyłając mi smutne spojrzenie.
- To nie fair! Obiecuję, że to będzie ciche i spokojne spotkanie niczym na zebraniu ministrantów!
- Bracie - powiedziała Rydel, kładąc mi dłoń na ramieniu i patrząc na mnie pobłażliwie - oboje wiemy, że to się tak nie skończy.
- Ale... Ale... No, proszę! Brak mi spotkań z dziewczynami! - jęknąłem, chociaż wszyscy w pomieszczeniu byli świadomi tego, że prawie codziennie poznaję nową. Nie moja wina, że one lgną do mnie niczym ćmy do światła! Nie żebym miał coś przeciwko, oczywiście.
- Posłuchaj, wytrzymasz jeszcze trochę - zaśmiał się Riker. - Poza tym, zawsze możemy urządzić jakąś imprezę po przyjeździe Lisy i Sophie, prawda? Przynajmniej będzie powód.
- Następnym razem sami sobie gotujcie. - Wstałem gwałtownie od stołu i po dojrzałym pokazaniu wszystkim języka, odszedłem i skierowałem się do swojego pokoju.
Cóż, nie sądziłem, że Riker zgodzi się na spotkanie ze znajomymi dzień przed przyjazdem gości, ale miałem nadzieję, że moje inteligentne argumenty, które szykowałem w drodze do domu z koncertu, jakoś go przekonają. Problem w tym, że nie trzymał się scenariusza, który ułożyłem sobie wcześniej w głowie, więc nie mogłem nic z tego wykorzystać! To nie było fair z jego strony.
To prawda, lubię imprezy. Nie jestem jednak jakimś młodym alkoholikiem narkomanem, chociaż mimo młodego wieku zdarza mi się czasem sięgnąć po jeden czy dwa kieliszki wódki lub wina. Moje chodzenie na imprezy nie polega też na wyrwaniu naiwnej panny, zaciągnięciu jej w ustronne miejsce i pozbawieniu dziewictwa. Jeśli mam być szczery, to brzydzę się takimi facetami. Są skazą naszej płci. Kobiety to najwspanialsze dzieło Boga, zawsze tak uważałem i nigdy zdania nie zmienię. Lubię ich towarzystwo i często zdarza mi się je komplementować czy flirtować, ale w życiu nie wykorzystałbym żadnej dla swojej własnej uciechy. Chyba nigdy bym sobie tego nie wybaczył. Organizować imprezy, a tym bardziej w nich uczestniczyć, lubię dlatego, że jest to szansa do zabawy z przyjaciółmi, poznania nowych osób, tańca, który szczerze kocham i korzystania z zalet mojego młodego wieku. Wiecznie żyć przecież nie będę. Nie zawsze można dostać jednak to, czego się chce i na tym polega wyzwanie życia, by spróbować to zaakceptować. Jeśli się na coś nie zgadzasz, to oczywiście możesz się kłócić, sprzeciwiać, oburzać i szamotać jak wyciągnięta z wody szprotka, ale czy to coś da? Istnieją sytuacje, do których trzeba się po prostu przystosować i zaakceptować je takie, jakie są. Nic nie dzieje się w końcu bez przyczyny. Jeśli nie dostałeś tego, na czym ci zależało, to niekoniecznie jest to koniec świata, a wręcz przeciwnie - może być to początek czegoś nowego. Oczywiście, należy być panem własnego losu, ale czasem naprawdę warto zdać się na przeznaczenie i nie myśląc za wiele, po prostu zaufać przypadkowi. Ja zamierzam pokazać, iż jestem dojrzały, więc dokładnie tak zrobię. Zaakceptuję rzeczywistość.
Kogo ja oszukuję?

#Rydel

Paradoksem zwiemy jakieś twierdzenie lub czyny, które zazwyczaj skutkują zaskakującymi rezultatami. Czasem kończy się on czymś nieprawdopodobnym, niemożliwym wręcz. Najczęściej jednak jest to jakaś sprzeczność, wynikająca z jakiegoś błędu czy nieodpowiedniego założenia. Zdecydowanie największym paradoksem w moim życiu od zawsze była chęć szczupłej sylwetki i przechodzenie na dietę oraz równoczesne uzależnienie od czekolady. Mogłam ćwiczyć dwa razy dziennie, jeść warzywa na obiad i prowadzić zdrowy tryb życia, ale gdy tylko jeden z moich braci przyniósł do domu tabliczkę lub opakowanie czekoladek, momentalnie wymiękałam. Zjawisko to jest dla mnie nie tyle co paradoksem, a raczej słabością, za którą już zawsze będę nienawidzić samą siebie.
Wyrzuciłam pusty papierek do kosza na śmieci i opuściłam kuchnię, nie chcąc więcej podjadać. Zazdroszczę osobom z dobrą przemianą materii albo naturalną budową ciała przypominającą modelkę Victoria's Secret. Mogą się obżerać ile wlezie, a jeszcze chudną, podczas gdy ja wypiję szklankę wody i przybieram na wadze. Okay, może nie jestem ani gruba, ani otyła, moje ciało jest, jak to się mówi, w sam raz, ale jest takie tylko dlatego że o siebie dbam i nie pozwalam na wszystko, co jest wielką udręką, bo ja naprawdę uwielbiam jeść. Podobnie jak Ratliff, ale on się zalicza do tych ludzi od Victoria's Secret. Ponoć lepiej być szczęśliwym niż chudym, a facet na kości nie leci, ale w teorii zawsze wszystko jest prostsze.
Rydel, przestań. Nie możesz się tak ciągle zadręczać. Jest pierwszy dzień wakacji (a dokładniej wieczór), dwie godziny temu dałaś czadu na scenie, a ty myślisz o odchudzaniu.
Stop.
Westchnęłam cicho, po czym chcąc zająć czymś umysł, skierowałam się do pokoju młodszego brata. Zapukałam w drzwi. Od zawsze twierdziłam, że trzeba zachowywać chociaż najmniejsze pozory kultury. Niestety, większość ludzi o tym zapomina. Można się o tym przekonać zwłaszcza w restauracjach i centrach handlowych, kiedy to siedzisz na toalecie, a geniusz od siedmiu boleści siłuje się z klamką od drzwi, zakładając, że nikogo w środku nie ma i dopiero twoje krzyki uświadamiają go, że być może w środku ktoś może być. W obecnych czasach łatwiej spotkać na ulicy idiotę niż kosz na śmieci.
I to się nazywa paradoks!
- Proszę! - Krzyk Rossa upewnił mnie w przekonaniu, że mogę bezpiecznie wejść do środka, nie obawiając się, że zastanę go nagiego (mimo iż ten widok nie jest mi, niestety, obcy) lub podczas robienia czegoś dziwnego - na przykład mógł sprzątać albo coś w tym rodzaju. Jedynymi osobami, które utrzymują w tym domu porządek w pokoju, są Rocky i Riker; ten pierwszy w każdej chwili może spodziewać się gości płci żeńskiej, jego pokój nie może wyglądać więc jak chlew, a ten drugi jest po prostu poukładany, odpowiedzialny i porządny.
Co jest całkowicie dziwne, chore i przygnębiające.
Weszłam do środka. Mój brat leżał na swoim łóżku na brzuchu, czytając jakąś książkę. Nie mogłam dostrzec tytułu, ale chłopak wydawał się niezwykle uradowany. Nie byłam jednak pewna czy fabułą powieści czy może czymś innym.
- Co tam? - spytałam, posyłając mu uśmiech. Odwzajemnił go, kiedy podniósł na mnie wzrok. Odłożył książkę na półkę, uprzednio wkładając zakładkę między strony. Zazdroszczę mu tego, że jakąś ma. Ja zazwyczaj kupuję ich mnóstwo, ale gdy już coś czytam i muszę przerwać, to jak na złość żadnej nie umiem znaleźć. Oficjalna wersja jest taka, że po prostu gubię te wszystkie zakładki, ale ja wciąż uważam, że w moim pokoju mieszkają jakieś krasnoludki, które co chwile kradną mi różne rzeczy z szafek i półek, kiedy akurat ich szukam, a gdy dany przedmiot nie jest mi już potrzebny, to wyrzucają go na oczywiste miejsce, które od razu rzuca się w oczy. Magia i tyle, bo jak inaczej to wyjaśnić?
- Jest wprost wspaniale - odpowiedział, szczerząc się od ucha do ucha. I chociaż wiedziałam, co jest powodem jego radości, to i tak postanowiłam go o to spytać:
- A co ty taki szczęśliwy, hm? - Uniosłam brew ku górze. - Nic tylko się uśmiechasz.
- Ja zawsze się uśmiecham, Rydel.
- Naprawdę?
- Naprawdę - odparł. Między nami na dosłownie kilka sekund zapadła cisza, lecz już po chwili chłopak nie wytrzymał i dodał: - Okay, masz mnie. Nie mogę się doczekać przyjazdu Lisy. To moja przyjaciółka, więc to chyba normalne, że się cieszę, prawda? Ja zawsze się cieszę, kiedy dzieje się coś dobrego, a przyjazd moje przyjaciółki jest czymś dobrym, więc chyba mam prawo się cieszyć, a skoro mam prawo się cieszyć, to dlaczego miałbym się nie cieszyć? - wypowiedział na jednym wydechu. - Po prostu tak dawno jej nie widziałem! W te święta byliśmy zajęci, nie jechaliśmy do Littleton i nie mogłem jej zobaczyć, po prostu bardzo się stęskniłem.
Nasze rodzeństwo podzielone jest na dwie części: niepoprawni romantycy, którzy ciągle bujają w chmurach i aroganckie dzieci, uwielbiające żarty i zabawę. Jak zapewne można się domyślić, Ross i Riker zaliczają się do pierwszej kategorii, a Rocky, Ryland i ja do tej drugiej. W wielu sprawach się od siebie różnimy, stąd też ja zazwyczaj czas spędzam w towarzystwie Rocky'ego i Ellingtona, bo potrzebuję ludzi, z którymi moglibyśmy coś robić, a najmłodszy i najstarszy z zespołu zatracają się albo we własnym świecie, albo robią coś we dwoje. Zdarzają się jednak wyjątki, w których tak jakby odbiegamy od tych "reguł". Jeśli miałabym wybrać coś, co łączy Rikera i Rocky'ego, to tym czymś byłaby zdecydowanie muzyka. Kiedy siadają obok z siebie z kartką, ołówkiem i gitarami, potrafią zatracić się w tym na długie godziny, w trakcie których nie masz szans by jakkolwiek z nimi porozmawiać. Szczerze to kochają.
Głupie, utalentowane dzieci.
Jeśli o mnie chodzi... Kocham spędzać czas z Rocky'm. Mam wrażenie, że on mnie rozumie, odnajduję w nim bratnią duszę. Ale niestety, nie mogę z nim porozmawiać o wszystkim. Bo jeśli chodzi o problemy, poważne rozmowy czy zwierzenia, to zawsze udaję się z nimi do Rossa. On tak samo. Nie wiem dlaczego, ale odkąd pamiętam między nami istniała tajemnicza więź, która sprawiała, że mogliśmy porozmawiać ze sobą dosłownie o wszystkim. Zdecydowanie cechą, która nas łączy, jest także gadatliwość. Kiedy on otwiera buzię, możesz być pewien, że zaraz wyleje na ciebie potok słów. Ja mam podobnie. Problem polega na tym, że podczas gdy gadatliwość Rossa jest dziecięca i słodka, to moja bardzo często po prostu irytująca. Wynika to z tego, że chłopak mówi mądre i przemyślane rzeczy, a ja... Cóż. Ja albo mówię dokładnie to, co myślę, albo najpierw się odzywam, a potem zastanawiam się nad sensem tych słów, co bardzo często prowadzi do wielu kłótni i nieporozumień. Mówiąc prościej: mam niewyparzony język.
- Tym razem wasze spotkanie nie będzie trwało dwa tygodnie, a dwa miesiące - stwierdziłam, siadając obok brata na łóżku.
- No właśnie! I ty jeszcze jesteś zaskoczona, że się cieszę! - Uniósł ręce do góry i spojrzał na mnie. Iskierki w jego brązowych oczach utwierdziły mnie w prawidłowości jego słów. Świadczył o tym także szeroki uśmiech, zaczerwienione policzki i dłonie, które jakby nie mogąc spocząć na kolanach chłopaka, nerwowo poruszały się od jego włosów, które cały czas przeczesywał palcami, aż po koszulkę, którą stale gniótł. Skoro tak uradowany okazywał się na zewnątrz, to nie potrafię sobie wyobrazić, jakie emocje targały nim w środku. - Lisa jest... Jedyna w swoim rodzaju. Nigdy nie poznałem drugiej takiej dziewczyny.
- Może dlatego że żadnej nie dałeś szansy?
- Lepiej umrzeć niż zdradzić swoich przyjaciół, J. K. Rowling - zacytował, co było całkowicie w jego stylu. Przewróciłam oczami, szczerze rozbawiona jego reakcją.
- Żartowałam. Przecież wiesz, że lubię Lisę. A ja wiem, ile ona znaczy dla ciebie. - Posłałam mu lekki uśmiech. Zawsze zazdrościłam bratu takiej relacji. Przyjaźń tej dwójki była na tyle silna, że nie tylko przetrwała ból i rozstanie, ale także ofiarna, bo skazując się na tęsknotę, zdecydowali dalej walczyć o siebie i to, co ich łączy. Nie często zdarza się, że ludzie są ze sobą tak bardzo związani. Chociaż w sumie to zmieniam zdanie. Nie często się zdarza, że ludzie są ze sobą jakkolwiek związani. Obecnie społeczeństwo żyje w ciągłym biegu, każda sekunda się liczy, po co więc tracić czas na takie głupoty? Prawda boli, ale trzeba spojrzeć jej prosto w oczy, aby móc ją jakkolwiek zmienić. - Znowu będziecie gadać tym swoim dziwacznym językiem? - spytałam, przypominając sobie dzieciństwo w Littleton i spotkania z Elisabeth.
Topienie się w rzece, granie z chłopakami w siatkówkę, konkursy na najszerszy uśmiech...
Mój brat ma rację. Ona jest wyjątkowa. Na pewno dla nas.
- Chodzi ci o ten, który wymyśliliśmy w wieku sześciu lat czy o cytaty?
- Cytaty - odparłam, opierając się plecami o ścianę.
- Podejrzewam, że tak. Dlatego to czytam - oznajmił, podając mi książkę, którą położył na półce tuż po tym, jak próbowałam przeczytać tytuł. Spojrzałam na biało - niebieską okładkę, na której dużymi literami było napisane "Mały Książę". - Wiesz, jak ona lubi tę książkę, na pewno będzie mnie zasypywać mnóstwem tekstów z niej, a ja chcę być przygotowany - wyjaśnił, przyglądając mi się uważnie.
Na okładce książki narysowany był mały chłopczyk, ubrany w jasnozieloną koszulkę oraz spodnie, który stoi na niewielkiej planecie. Jego żółte włosy przypominały mi fryzurę brata. Pamiętam tę książkę. Była moją lekturą w siódmej klasie, o ile się nie mylę. Podobała mi się, zwłaszcza motyw o zapomnieniu dorosłych, że i oni także kiedyś byli dziećmi. Nie dziwię się, że Lisa lubi to opowiadanie, idealnie pasuje do jej charakteru. Jej wieczną radość ktoś mógłby uznać za dziecinnie naiwną, poza tym nigdy nie śpieszyło jej się do dorastania.
- Pożyczysz mi ją potem? - spytałam, oddając mu lekturę.
- Pewnie.
- Widzieliście Rikera? - Na dźwięk głosu naszego przyjaciela, odwróciłam wzrok ku drzwiom wejściowym. Ellington trzymał w ręce komórkę, co nie było niecodziennym widokiem, a jego neonowe zielone skarpetki w różowe kropki raziły w oczy, co także było całkowicie normalne.
- Prawdopodobnie zaszył się w czeluściach swojego pokoju, tworząc kolejny hit dla R5. - Wzruszyłam ramionami. - Dlaczego go szukasz? - spytałam, jak na moją ciekawską naturę przystało.
- Muszę mu coś ważnego powiedzieć... - odparł, klikając coś na swoim telefonie.
- Co takiego? Coś się stało?
- Nie, po prostu przyjazd Sophie się trochę skomplikował - oznajmił, chowając telefon do kieszeni spodni.
Sophie jest siostrą Ratliffa. Nie widuję jej za często, bo Ellington także widzi się z nią kilka razy w roku, ale zdecydowanie mogę powiedzieć, że to najgenialniejsza dziewczyna jaką znam. Wie, czego chce, ma swoje zasady i nikomu nie da się poniżyć, co dla mnie, jako zawziętej feministki, która nie widzi problemu w tym by robić dokładnie te same rzeczy co faceci, jest naprawdę ważne. Za empatię i przyjazne nastawienie do ludzi nie dostałaby nagrody, ale naprawdę ją lubię.
- Nie przyjedzie? - zdziwił się Ross.
- Przyjedzie, przyjedzie, nie martw się! - Ellington pokazał mojemu bratu język. - Komplikacja polega na tym, że nie pojawi się tutaj jutro, a dopiero za tydzień. Rodzice opóźnili wyjazd, więc i ona wprowadza się później.
Przyszłe dwa miesiące zapowiadają się naprawdę ciekawie. Nie tylko Lisa, która stęskniła się za Rossem (że on za nią też wspominać chyba nie muszę), przyjeżdża na wakacje, ale w nasze progi zawita także siostra Ellingtona. Różnica polega na tym, że Sophie będzie u nas mieszkać przez ponad pół roku. Wynika to z tego, że rodzice Ratliffów postanowili z okazji okrągłej rocznicy ślubu urządzić sobie jakiś dłuższy wyjazd w ciekawe miejsce. Okazja nadarzyła się akurat teraz, a była spowodowana tym, że Cheryl (ich mama) będzie odwiedzać różne studia tańca wraz grupą taneczną w studio, w którym pracuje (Ell mi tłumaczył kiedyś, na czym to wszystko polega, ale do dziś do końca tego nie rozumiem). Państwo Ratliff postanowili więc połączyć to ze swoim planem i tak oto powstała idea półrocznego wyjazdu do wszystkich stanów naszego kraju. Problemem jednak była osiemnastoletnia córka, której nie chcieli zostawiać na tak długi czas samej w domu. Zaproponowaliśmy więc, że zamieszka z nami, bo odkąd rodzice i Ryland przeprowadzili się do mniejszego domu na przeciwko, mamy tutaj naprawdę sporo miejsca. Oficjalnie zrobili to, aby dać nam trochę swobody, w końcu jesteśmy już dorośli, ale i tak wiem, że zapewne mieli dość ciągłych prób, głośnej muzyki i zgrai sześciorga nastolatków szalejących po domu. Początkowo Ryland miał zamieszkać z nami, lecz koniec końcom uznał, że nie jest jeszcze na tyle dorosły i odpowiedzialny, wyprowadził się więc z nimi. Od pół roku wraz z Rossem, Rocky'm, Rikerem i Ratliffem mieszkamy sami i czasem brakuje mi rodziców i młodszego brata, ale uspokaja mnie świadomość, że aby ich odwiedzić, muszę jedynie przejść przez ulicę. Podsumowując; przez najbliższe kilka miesięcy będziemy gościć w domu dwie dodatkowe osoby, co bardzo ucieszyło nas wszystkich. Fakt, że owe osoby są dziewczynami, niesamowicie uszczęśliwił natomiast Rocky'ego.
- Myślałam trochę nad przyszłymi miesiącami - oznajmiłam, zwracając na siebie uwagę blondyna i szatyna. - I wiecie, co? To będą najdziwniejsze i najbardziej szalone miesiące w całym moim popapranym życiu.


***

Bum! :D
Witam wszystkich po weekendzie w znienawidzony dzień zwany poniedziałkiem! :D I jak minął wszystkim weekend? Moja młodsza siostra wczoraj miała urodziny, więc były chrupki, czekolada, ciasto... No, i moją przedkoncertową dietę diabli wzięli, ale czego się nie robi dla siostry? Bo to dla niej to wszystko jadłam, of course. Jakże by inaczej?
 Aww, Say You'll Stay mi w słuchawkach leci. *-* Jak suodko. *-* By the way (english perfect, aj noł it), czy tylko ja nie umiem się doczekać koncertu R5? Gosh, prawie się wczoraj popłakałam jak czytałam ich tweety o Europie :( No, ale do rzeczy, notka ma być krótka, żeby wszyscy ją przeczytali. xd
Kilka informacji. Again. xd A więc, tytuły rozdziałów będą wymyślane przez mua (co może się okazać złym pomysłem, jestem w tym beznadziejna), ale jako że ten blog ma być na tyle przesiąknięty R5, że aż będzie mieć ich dosyć (pff, jakby to było możliwe), to na początku każego rozdziału będzie się pojawiać fragment którejś ich piosenki, który w jakiś sposób nawiązuje do danego rozdziału. :) Klikajta w te cytaty, a magicznie przeniosą Was na YouTube do danego utworu. :) I oczywiście po dwa gify, na początek i koniec, żeby tak inaczej niż na moim pierwszym blogu było. xd
Ehh, odbija mi. Wybaczcie. To przez to, że cały czas myślę o tym koncercie, naprawdę. Mój życiowy goal to zobaczyć ich na żywo i złapać pałeczkę (w kij nie wiem jak się to poprawnie nazywa) od perkusji od Ratliffa, jak ją rzuci po koncercie publice, ugh. Jak się któremuś z Was uda, to prześlecie mi ją pocztą, co nie? ;p
Okay, na dziś to tyle. Komentujcie, kochani, chcę znać Wasze zdanie! ^^ Na serio, jak kajś palnęłam gafę lub błąd ortograficzny to dajcie znać, sprawdzałam, ale dobrze wiecie, jak to czasami bywa xd
Ach, jeszcze jedno. Zapraszam na mojego tt, tam znajdziecie wszystkie informacje odnośnie bloga, posłuchacie moich narzekań na świat i poczytacie z miliony tweetów o tym, jak to kocham R5. Kto się nie boi, zapraszam! ;p
>>> @kingxxjulien <<<
Widzimy się wkrótce! :D
~JuLien
PS. Ważne! Chciałam Was zachęcić do wybrania się w przyszły weekend na premierę nowego filmu w kinach, "Klub Włóczykijów". Widziałam zwiastun, zapowiada się ciekawie, poza tym jest to bardzo ważne dla mojej przyjaciółki. Mogę zagwarantować, że to może być jeden z lepszych polskich filmów, być może się Wam spodoba. ^^

5 komentarzy:

  1. Ok ja cię na to followuje i jeszcze żyję xD
    Mi też. Odwala zwłaszcza po tweetach Rossa *-*
    Czekam na next

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudowny rozdział!
    Jak ja kocham twój styl pisania. Naprawdę bardzo polubiłam tą historię, ale szczerze powiedziawszy to będzie mi brakować Laury. No trudno pogodzę się z tym.
    Czekam na next. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Czytałam to wczoraj w nocy i powiem Ci, że to jest zajebiste... I na tym zakończę swą zacną i krótką wypowiedź.

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny rozdział.
    Nadrobiłam zaległości i bez wahania stwierdzam, że to jeden z lepszych blogów :)
    Taka na maxa oryginalna historia się zapowiada ;)
    Zaraz Cię zaobserwuję na tt.
    Zapraszam do mnie i mam nadzieję, że moja historia na blogu spodoba Ci się równie bardzo jak mi Twoja.
    Pozdrawiam i czekam na next ♡

    OdpowiedzUsuń
  5. Cudny rozdział <3 przepraszam,że dopiero dzisiaj komentuje, ale zaczął się rok szkolny i mam strasznego lenia.
    Fajnie się zapowiada, szczerze to nigdy wcześniej czegoś takiego nie czytałam i fajnie jest przeczytać coś tak oryginalnego.
    Pozdrawiam i czekam na rozdział 2 :*

    OdpowiedzUsuń