poniedziałek, 21 września 2015

2. Poranna codzienność


***


#Riker

Wszyscy lubią spać. To jedyne zajęcie, podczas którego nie robisz kompletnie nic i nie ma osoby, która by się na ciebie złościła, bo sen jest ważny dla każdego z nas. Ludzie lubią leniuchować w łóżku, leżeć w nim do późnych godzin, nawet czytać książki lub jeść śniadanie. I wśród tych wszystkich kochających wygodę osób pojawia się młody chłopak, który przeczy wszystkim dotychczasowym teoriom. Bo ja nie lubię spać. Nigdy nie lubiłem. To jedynie strata czasu, który można by poświęcić na zrobienie różnych przydatnych rzeczy. Poza tym, jak można spać ze świadomością, że właśnie w tej chwili ktoś może potrzebować twojej pomocy? Może sąsiadka z domu obok przewróciła się na schodach, a ty nie słyszysz jej wołania, bo twój umysł jest aktualnie zajęty snuciem koszmarów? Może gdzieś w mieście na dachu budynku stoi człowiek z problemami, który zamierza skończyć ze swoim beznadziejnym według niego życiem, a ty nie pomożesz mu, bo szczęśliwy znajdujesz się w swoim pokoju? Może twój przyjaciel potrzebuje rady, dlatego dzwoni do ciebie, lecz ty nie słyszysz, bo na noc zawsze wyłączasz telefon, aby nikt ci nie przeszkadzał? Gdyby to ode mnie zależało, nigdy nie chodziłbym spać. Poświęcałbym ten czas na inne ciekawe zajęcia, które w jakiś sposób mogą ulepszyć ten świat, sprawić, że stanie się dobry. Poza tym, noc jest piękna i na swój sposób magiczna. Jedynym źródłem światła jest księżyc, frontman tego przedstawienia, a towarzyszą mu gwiazdy, piękne tancerki, próbujące przypodobać się każdemu, które chcą świecić jak najjaśniej, żebyś to na nie zwrócił uwagę. Wokół ciebie panuje cisza (o ile twój żywiołowy brat nie urządza imprezy), a ty czujesz, że możesz zrobić wszystko. Noc jest wspaniała, dlaczego mamy marnować ją na sen? Próbowałem kiedyś nie spać. Skończyło się to jednak tym, że cały dzień byłem tak zmęczony, że bardziej przypominałem wrak człowieka, niż normalnego nastolatka. Dlatego, ku mojemu nieszczęściu, każdej nocy kładę się do łóżka. Potrzebuję minimum sześciu godzin snu, aby normalnie funkcjonować każdego dnia. Nie wiem natomiast, czy moje przekonania sprawiły, że mój sen jest lekki i zazwyczaj tak krótki, czy może to wina genów. Czymkolwiek jest to spowodowane, zazwyczaj, gdy reszta rodziny jeszcze smacznie śpi, ja wstaję wraz ze słońcem i naprawdę bardzo wcześnie, bo zazwyczaj około siódmej rano, schodzę do kuchni na pierwszą, poranną kawę. Tak było i dziś. Siedziałem przy stole, pijąc ciepły napój, który nieprzyjemnie drażnił mój język. Nie było to do końca przyjemne zważywszy na wysoką temperaturę na zewnątrz jak i w mieszkaniu, ale skoro dzięki temu będę miał więcej energii przez resztę dnia, to jestem skory do poświęceń. Poza tym, zawsze można wrzucić do środka jedną lub dwie kostki lodu, prawda?
Wejściowe drzwi skrzypnęły w tym samym momencie, w którym wkładałem pusty kubek po napoju do zmywarki. Doskonale wiedziałem, kto przyszedł. Tylko jedna osoba jest zdolna wchodzić do własnego mieszkania o tak wczesnej porze.
- Cześć, Rocky. - Przywitałem się z bratem, mijając go w hallu. Nim zdążyłem wejść do salonu w celu codziennego sprawdzenia, czy aby na pewno panuje tam porządek, przystanąłem na chwilę, chcąc przyjrzeć się chłopakowi. Miał na sobie potargane dżinsy i T - shirt, na który dodatkowo ubrał rozpiętą koszulę w krótkim rękawem. Ku mojemu zdziwieniu, jego oczy były dosyć przytomne. I nie chodzi mi o to, że nie wyglądał na śpiącego. Rocky'emu tak samo jak mnie wystarczą zaledwie cztery lub pięć godzin snu, jego organizm po tylu nocnych imprezach przyzwyczaił się do krótkiej ilości odpoczynku. Przytomność w jego oczach było o tyle dziwna, że świadczyła o nikłej zawartości alkoholu w ciele chłopaka. Nie chcę robić z Rocky'ego nastoletniego alkoholika, ale trzeba przyznać, że zbyt młody wiek wcale nie przeszkadza mu w spożywaniu napoi procentowych. Śmiem twierdzić, iż fakt, że są one zabronione dla osiemnastolatka sprawia mu dodatkową radość.
- Aj, aj, kapitanie.
Lubię, gdy mnie tak nazywa. Wynika to zapewne z mojej miłości do piratów.
- Słaba impreza? - spytałem, próbując jakoś nawiązać rozmowę.
- Skąd to pytanie?
Nie chciałem mu powiedzieć wprost, że wynika ono z jego trzeźwości, co jest dla mnie zdziwieniem, bo zawsze wraca trochę podpity, bo to mogłoby go urazić. Po krótkim namyśle, wzruszyłem ramionami.
- Tylko zgaduję.
Kiedy Rocky zdjął buty, ruszyliśmy razem do salonu. On zajął fotel, a ja kanapę.
- Umówiłem się z jedną z tych fanek, którą poznałem na koncercie - zaczął, a ja starałem się go uważnie wysłuchać. Zawsze opowiada mi o tym, jak się bawił, a ja zawsze z ciekawością go o to pytam, bo niektóre z jego historii są naprawdę zabawne, o ile nie zwyczajnie dziwne. - Poszliśmy więc razem do jakiegoś klubu na plaży, wiesz, żeby potańczyć, ewentualnie pospacerować, po prostu się razem trochę pobawić. I z początku naprawdę dobrze się bawiłem! - warknął, a jego spojrzenie stawało się coraz bardziej ostre, podczas gdy ręce gestykulowały różne rzeczy na wszystkie strony świata. - Plusem było to, że traktowała mnie jak normalną osobę, nie tego sławnego Rocky'ego, tylko Rocky'ego, z którym można miło spędzić czas. Co prawda zrobiła sobie ze mną chyba z pięć zdjęć, ale to jeszcze byłem w stanie zrozumieć.
- Mhm - mruknąłem, czując, że powoli przechodzi do puenty.
- No więc, byliśmy na parkiecie. Leciały same nowe, elektroniczne lub popowe piosenki, szaleliśmy i śmialiśmy się w nieba głosy. W pewnym momencie, DJ puścił wolny kawałek. Chciałem zejść z parkietu, ale ona mnie na nim zatrzymała. Nie miałem ochoty na wolny taniec, ale była taka piękna i zabawna, że nie mogłem się nie zgodzić. I ku mojemu zaskoczeniu, tańczyło mi się z nią naprawdę dobrze. I kiedy myślałem, że wszystko będzie okay i chciałem jej nawet zaproponować kolejne spotkanie, ona bum!
- Bum? - zdziwiłem się, unosząc jedną brew do góry.
- Bum! - Wyrzucił ręce do góry. - Pocałowała mnie! Tak po prostu!
- To cię tak wkurzyło?
- Ugh, nie... Przecież mówiłem, że była całkiem fajna. Problem w tym, że zaraz po pocałunku odsunęła się ode mnie i zaczęła wrzeszczeć na cały lokal, że właśnie całowała się ze sławnym Rocky'm Lynchem. Powiedziałem, żeby się opanowała, a ona na to, że gdy pochwali się koleżankom, to te jej na sto procent nie uwierzą i czy możemy to powtórzyć, tylko tym razem ktoś zrobi nam zdjęcie! - krzyknął oburzony, a ja przyłożyłem palec do ust, każąc mu być cicho. Nie miałem zamiaru budzić reszty rodzeństwa lub Ellingtona. - Rozumiesz to? Już myślałem, że wreszcie spotkałem jakąś dziewczynę, która lubi mnie za to, jaki jestem, a nie za to, kim jestem. Nienawidzę tego!
- Posłuchaj, musisz zrozumieć, że dziewczyny zawsze będą patrzały na ciebie pod tym kątem. Poza tym, bycie gitarzystą to część ciebie, nie możesz spodziewać się, że znajdziesz kogoś, kogo to w ogóle nie będzie interesować.
Próbowałem go pocieszyć. Doskonale znałem to uczucie, kiedy okazuje się, że ktoś zaprzyjaźnił się z tobą tylko po to, żeby usłyszał o nim świat albo żeby móc się chwalić tą znajomością z kimś innym. To naprawdę niemiłe uczucie, gdy ktoś udaje przy tobie, bo jesteś sławny i to wiąże ze sobą wiele korzyści. Bycie rozpoznawanym ma swoje plusy, ale posiada równie wiele minusów. Tym bardziej współczuje Rocky'emu. Ja staram się traktować dziewczyny z godnością, a on robi to nieumyślnie, bo po prostu uważa płeć żeńską za ósmy cud świata. To, kim jest, zdecydowanie utrudnia mu zawiązanie z którąś w pełni normalnej relacji.
- Chciałbym kiedyś poznać dziewczynę, która polubi mnie jako zwykłego człowieka. Nie jako gwiazdę, tylko zwykłego, prawdziwego mnie - westchnął, podpierając głowę o dłoń.
- Kiedyś poznasz. Zobaczysz, że tak będzie. - Posłałem mu smutny uśmiech.
- Walić to. - Machnął lekceważąco dłonią, a ja zmarszczyłem brwi, nie mając pojęcia, o co mu chodzi. - Prawdziwy problem spotkał mnie potem! Ta laska tak mnie wkurzyła, że od razu odprowadziłem ją do domu. Wiesz, może mnie zdenerwowała, ale o tak późnej porze trudno to o podejrzanych typków na ulicy? No więc, po odprowadzeniu, jako że było dosyć wcześnie, wybrałem się do innego klubu, takiego blisko centrum miasta. I wiesz, co się tam stało?!
- Zapewne zaraz się dowiem.
- Kelnerka nie chciała mi sprzedaż piwa! Rozumiesz to?!
- Twój urok na nią nie podziałał? - spytałem, szczerze rozbawiony tą sytuacją. Rzadko się zdarza, że jakaś dziewczyna opiera się zalotom mojego brata.
- Też mnie to zdziwiło! Przez całą noc nie miałem w ustach ani grama, ba, nawet kropli alkoholu, bo ta fanka, co mnie tak wcześniej wkurzyła, to jakaś abstynentka chyba była. Zresztą, mniejsza o alkohol! Wróćmy do barmanki. Byłem miły, czarujący... Dlaczego się jej nie spodobałem? Jak to - przerwał, pokazując na swoją twarz - może się komuś nie podobać?
- Wziąłeś od niej numer, co nie? - spytałem, przerywając mu monolog o tym, jaki to jest cudowny. Rocky skromnością nie grzeszy, ale jego oburzenie tym, że inni nie zauważają jego wspaniałości potrafi naprawdę doprowadzić człowieka do łez.
- Oczywiście, że tak. Zakazany owoc smakuje najlepiej. - Poruszył brwiami, uśmiechając się do mnie chytrze. - No więc, nie licząc tej ślicznej kelnerki, wieczór był dosyć nieudany. Najpierw nie pozwalacie mi urządzić imprezy w domu, potem jakaś fanka udaje miłą tylko po to, żeby się do mnie zbliżyć, a na koniec jakaś dziewczyna opiera się mojemu urokowi. Powiedz mi, czy coś zrobiłem źle, bo może to jakaś karma od losu, hm?
- Kto to wie... - westchnąłem, kładąc się na sofie. Lubię te nasze poranne rozmowy. Pobudzają do życia lepiej niż kawa, a można się przynajmniej pośmiać lub dowiedzieć nowych ciekawych rzeczy o własnym rodzeństwie.
- Tak z ciekawości, kiedy przyjeżdża Lisa?
- A kiedy jest trzeci lipca? - spytałem.
- Jutro.
- Więc jutro.
- A Sophie?
- Za kilka dni.
- Myślisz, że to będzie dziwne? Wiesz, mieszkanie w domu z dwoma obcymi dziewczynami? - spytał, a w jego oczach pojawiły się iskierki podniecenia i ciekawości.
- Nie sądzę. Z Lisą znamy się od dziecka, kąpała się z Rossem w jednej wannie! A Sophie to siostra Ratliffa, a wiesz, że są do siebie w miarę podobni - oznajmiłem, wpatrując się w sufit. Skąd tam ta czerwona plama?
- Jeszcze jedna para dziwnych skarpetek w domu? - zaśmiał się Rocky.
- Jeszcze jedna osoba wyjadająca cały zapas jedzenia z lodówki.
- U nich to chyba rodzinne. - Rocky wzruszył ramionami, po czym podniósł się z fotela. - Posłuchaj, idę się teraz umyć i przebrać, ale chciałbym ci później pokazać taką melodię. Wpadła mi do głowy podczas wracania do domu, chcę spróbować ją zagrać. Pomożesz?
Czasami wciąż nie mogę uwierzyć w to, jak bardzo Rocky zaraził się pasją do muzyki. Od zawsze wiedziałem, że w jakiś sposób go to pasjonuje, ale nie sądziłem, że zabrnie w tym wszystkim tak daleko! To on odważył się zaproponować nam założenie zespołu, to z jego intencji robimy to, co robimy i jesteśmy tym, kim jesteśmy. Cieszę się, że mogę dzielić z nim wspólną pasję. Momenty, w których siadamy obok siebie z instrumentami i próbujemy coś zagrać utwierdzają mnie w przekonaniu, że w pewien sposób przez te wszystkie lata utworzyła się między nami jakaś więź, której nic nie jest w stanie rozerwać. Nie wyobrażam sobie pisać tekstów z kimś obcym albo łączyć akordów z inną osobą. Muzyka to coś, co łączy mnie z Rocky'm i mam nadzieję, że tak będzie już na zawsze. Chciałbym posiadać jakąś wspólną cechę, pasję czy obiekt radości z każdym członkiem mojego rodzeństwa.
- Z chęcią. Jestem ciekawy, co tam wymyśliłeś.
- Okay, to ja lecę.
- Nie utop się przypadkiem - zaśmiałem się, kiedy wychodził z pokoju. Próbowałem obrócić tę uwagę w żart, ale tak naprawdę bałem się, że coś może sobie zrobić. Bycie ostrożnym nikomu jeszcze nie zaszkodziło.
- Idę pod prysznic, a nie pływać w Missisipi. - Przewrócił oczami, po czym pobiegł na schody.
Naprawdę nie rozumiem, dlaczego Rocky'ego i Rydel zawsze irytują moje rady. To chyba dobrze, że się o nich troszczę. Wolę dmuchać na zimne niż potem patrzeć na ich cierpienie. Kiedy próbuje troszczyć się o Rossa, ten zawsze bierze pod uwagę moje rady i uwagi, więc nie są one aż tak beznadziejne. Przecież ja się tylko o nich martwię, nie mogę pozwolić, żeby któremuś z nich stała się krzywda, to moje rodzeństwo! Jest liczne, a to sprawia, że martwię się o nie jeszcze bardziej. Moja troska i opiekuńczość wynikają z miłości. Bo gdyby któremuś z nich przytrafiło się coś złego, to nigdy bym sobie tego nie wybaczył.

#Ratliff

- Dzień dobry - przywitałem się z Rydel, która opuszczała właśnie swoją łazienkę. Dom naszego zespołu składa się w sumie z trzech pięter (coś a' la piwnica, tyle że jest umeblowana, czysta i przeznaczona do prób zespołu, parter, czyli salon, jadalnia, kuchnia i inne miejsca, z których mógłbym nigdy nie wychodzić oraz pierwszego piętra, czyli miejsca, w którym znajdują się wszystkie nasze sypialnie i niewielki taras z widokiem na ocean) i strychu, dużego ogródka za i podjazdu przed budynkiem oraz dwóch garaży, w których swoje samochody chowają Riker i Rydel, czyli jedyne osoby, które obecnie posiadają w naszym gronie prawo jazdy. I własny samochód, co w sumie aż tak bardzo mi nie przeszkadza, bo lubię ich wykorzystywać jako własnych szoferów. Na najwyższym piętrze, oprócz naszych pokoi znajdują się trzy łazienki - jedna należy do Rydel, druga do Rikera i Rossa, a trzecia do mnie i Rocky'ego. I swoją właśnie opuszczała blondynka.
Rydel jak zwykle postanowiła umyć jedynie przed śniadaniem zęby, aby nie zabić nas nocnym oddechem jak od wampira po polowaniu, ale postanowiła zostać w swojej piżamie, składającej się z krótkich kraciastych spodenek (uwielbia je) oraz zbyt dużej bluzki, prawdopodobnie podkradzionej od jednego ze swoich braci. Nie zdziwiłbym się, gdyby była nawet moja. Blondynka nie do końca wie co to przestrzeń osobista i jest na tyle bezpośrednia, że potrafi grzebać w twojej szafie, a kiedy pojawisz się w pokoju, to zamiast przeprosić, zacznie na ciebie wrzeszczeć, że przeszkadzasz jej w darmowych zakupach. Na początku naszej znajomości ona krępowała się pokazywać mi w samej piżamie, a ja nie lubiłem, gdy pożyczała sobie (bo ona tak to nazywa) moje ubrania, ale w końcu oboje przywykliśmy do tej dziwnej relacji.
- Jest środowy poranek, a ja nie musiałam zrywać się z łóżka o nieludzkich godzinach, żeby udzielić wywiadu, zagrać koncert lub pojechać do wytwórni. Leżałam natomiast w łóżku i z dumnie uniesioną głową wpatrywałam się w dzwoniący budzik, który nastawiłam sobie wczoraj tylko po to, aby móc go dzisiaj z satysfakcją wyłączyć i spać dalej. Ell, ten dzień jest zdecydowanie dobry. A jeśli ty lub mój młodszy braciszek zrobicie mi śniadanie, to będzie jeszcze lepszy. - Uśmiechnęła się szeroko, a jej oczy brązowe jak roztopiona czekolada były szczęśliwie zmrużone. Nigdy nie wiedziałem, dlaczego mężczyźni wolą blondynki, dopóki nie poznałem Rydel. Uwielbiałem je blond włosy, które nawet bez uczesania wyglądały dobrze.
- Zobaczymy, co da się zrobić. Riker i Rocky pewnie już siedzą na dole - oznajmiłem, opierając się o ścianę.
Patrząc tak na Rydel, rozmyślałem o tym, co się przydarzy w ciągu przyszłych dni. Ona nie będzie już jedyną dziewczyną w domu, jedyną dziewczyną w naszym towarzystwie, jedyną osobą, która więcej ma pod bluzką niż w spodniach. Lisy nie znam. Nie widziałem jej nigdy, a przynajmniej nie na żywo. Może raz posłałem jej uśmiech podczas jednej z rozmów na Skype, które Ross prowadził z nią godzinami. Mieszkali w różnych stanach, ich życia różniły się od siebie, mieli więc wiele tematów do rozmów. Ona opowiadała o tym, jak zmienili się starzy znajomi Lynchów oraz co ciekawego działo się ostatnio w Littleton, a on mówił o koncertach, spoilerował nowymi piosenkami i godzinami rozlewał swe żale na temat braku przyjaciółki u jego boku. Sophie to co innego. Jest moją siostrą i chociaż od przeprowadzki do wspólnego domu z Lynchami przestałem się z nią tak często widywać, to nigdy o niej nie zapomniałem. Niektóre więzi są tak silne, że nic nie jest w stanie ich rozdzielić. Gdyby nie data urodzenia, śmiałbym podejrzewać, że ta ruda wiewiórka jest moją bliźniaczką. Z nikim nie potrafiłem nigdy znaleźć tak dobrego kontaktu jak z nią. Właściwie, od dziecka wolałem przyjaźnić się z dziewczynami. I nie chodzi o to, że miałem jakieś braki w męskości lub jakieś zaburzenia moralne. Miałem kolegów i często się z nimi spotykałem, ale nie przeszkadzało mi towarzystwo dziewczyn. Zupełnie tak, jak Rocky. Różnica polega na tym, że on dziewczyny traktuje jak kandydatki na swoje partnerki, a ja jak przyjaciółki. Uwielbiam mieć przyjaciół. Ogólnie lubię po prostu ludzi - spędzać z nimi czas, czy to na rozmowach, czy może grach, podczas których rozmawiamy przez słuchawki. Samotność jest dla mnie równie okropna co zgubiona ładowarka do telefonu.
Rydel prychnęła, wyrywając mnie z zamyślenia.
- Wciąż nie wierzę, że Rocky potrafi spędzić cały poranek w towarzystwie tego nadopiekuńczego nudziarza, nie zasypiając przy tym z otwartą buzią i cieknącą z niej śliną. To mogłoby być zabawne.
Widziałem kiedyś szatyna śpiącego w ten sposób. Głowa przekrzywiona do tyłu, buzia otwarta tak szeroko, że ma się wrażenie, iż zaraz wypadnie z zawiasów i klejąca się ciecz, zwisająca z kącików między wargami. Zdecydowanie, jeśli Rocky przyprowadzi kiedyś na noc dziewczynę, to radzę mu obudzić się przed nią, inaczej zwieje stąd jeszcze szybciej niż się pojawiła. Być może dlatego chłopak nigdy jeszcze tego nie zrobił.
Wzdrygnąłem się na samą myśl. O śpiącym Rocky'm, oczywiście. Gdyby jakaś dziewczyna próbowała od niego uciec, zawsze mógłbym ją załapać, pocieszyć i zaprowadzić do mojego pokoju.
- Może gadają o piosenkach? Może to właśnie o świcie powstają nasze największe hity? - zgadywałem, wzruszając ramionami.
- Towarzyszyłam im kiedyś w takiej rozmowie.
- Czekaj - przerwałem jej. - Wstałaś o tak wczesnej porze, żeby tylko posłuchać, o czym gadają?
- Nie zrobiłam tego celowo. Pełny pęcherz nie sprzyja spokojnemu spaniu, a potem nie potrafiłam wrócić już do łóżka - wyjaśniła, a ja skinąłem głową. - Wracając do tematu; zazwyczaj Rocky zwierza mu się ze swoich nocnych wycieczek, a Riker widocznie jest tak znudzony swoim życiem, że lubi posłuchać o czyimś, byle tylko jego marna egzystencja mogła nabrać trochę blasku. Nie jest świadomy, że na to już dawno za późno - powiedziała, nie przerywając ani na chwilę. Chciałem zaprzeczyć i stanąć w obronie blondyna, w końcu to mój przyjaciel, ale to by nic i tak nic nie dało. Kłótnia z Rydel jest jak walenie głową w mur. Będzie drążyć temat dopóki nie udowodni ci, że się mylisz, a ona ma rację. Będzie się upierać przy swoim nawet wtedy, kiedy to ona będzie w błędzie. Taka już jest. Zawsze musi mieć rację i zdecydowanie lubi, kiedy tak właśnie się dzieje.
- Aha.
- To jak będzie z tym śniadaniem? - spytała, obdarowując mnie kolejny raz swoim uśmiechem. Zawsze się uśmiecha, kiedy czegoś chce. Zazwyczaj wtedy udaje też słodką dziewczynkę, która powinna nosić dwa kucyki i trzymać w rękach wielkiego lizaka, a nie wbijać w ciebie słowa niczym noże, jeśli tylko (według niej) ją wkurzysz. W tym jednym przypomina mi Sophie. Ciekawe, kiedy przyjedzie...
- Zejdźmy na dół, a się przekonamy.
 W kuchni siedzieli już wszyscy - Ross, Riker i Rocky - jedząc swoje śniadania i rozmawiając na mniej lub bardziej ważne tematy. Żadne z nich nie zauważyło naszego wejścia, dopóki Rydel nie oznajmiła, że ma na tyle kijowych braci, że nawet nie pomyślą o zrobieniu jej śniadania. Kiedy wyjaśnili jej, że nie wiedzieli, kiedy wstanie, ta zaczęła się śmiać i powiedziała jedynie:
- Uwielbiam momenty, w których bierzecie na serio moje humory.
- Co jemy? - spytałem.
- Ty gotujesz, więc ty wybierasz. Aż taką egoistką nie jestem - powiedziała, po czym po sekundzie starła wyimaginowaną łzę z kącika oka. - Rozbawiłam samą siebie tym tekstem.
- Omlet? - zaproponowałem.
- Na słodko.
- Z truskawkami.
- I do picia woda.
- Wiesz dobrze, że wolę herbatę.
- W takim razie ja zaparzę herbatę, którą posłodzisz zapewne trzema łyżeczkami cukru, bo tobie kalorie nie szkodzą, a ty zrób nam omlet na słodko z malinami, przez który będę musiała pójść wieczorem pobiegać, żeby nie przytyć ani grama więcej.
- Truskawkami - poprawiłem ją, zbyt dobrze znając jej zagrywki, by móc dać się nabrać.
- Dobra, masz mnie. Jaką chcesz herbatę?
- Owocową.
- To już robię - powiedziała, sięgając do szafki. Kiedy uniosła rękę do góry, jej bluzka podwinęła się do góry, odsłaniając przy tym delikatnie zaokrąglony, ale moim zdaniem wciąż szczupły, brzuch. Dopiero głos Rocky'ego wyrwał mnie z zadumy;
- Tylko użyj czajnika, nie mikrofalówki.
Za ten tekst dostał od blondynki po głowie, a ja zająłem się wreszcie przygotowywaniem jedzenia. Gotowanie jest dla mnie dosyć przyjemnym zajęciem. Robię machinalne i stałe rzeczy, czasami pozwalając sobie na trochę kreatywności, a moja głowa wchodzi wtedy w taki specyficzny trans, zapełniając się myślami na każdy temat. Dokładnie tak, jak przed spaniem, kiedy to leżysz w łóżku i zamieniając się w filozofa, zaczynasz myśleć nad tym, dlaczego czerwony jest czerwonym, dlaczego tylko do zestawu dla dzieci w McDonald's dodają zabawki, dlaczego Noe wziął ze sobą na arkę tego ostatniego komara (totalna głupota). Czasami myślisz też o mniej lub bardziej ważnych tematach. Najgorsze jest to, że nie zawsze decyzja należy do ciebie. Istnieją rzeczy, takie jak nasze umysły czy terminy ukazania się najnowszych części gier na konsolę, nad którymi nie możemy zawsze panować. Zdarza się, że nasz umysł jest tak czymś zafascynowany czy zaaferowany, że nie potrafi przestać o tym myśleć. Przecena w sklepie. Głupawy dżingiel do reklamy w telewizji. Rozmowa z przyjacielem. Nowa praca. Zmarła sąsiadka. Ciekawy smak lizaka. Zadanie domowe. Ładna dziewczyna z warzywniaka. Premiera nowego albumu twojego ulubionego zespołu. Czasami coś wydaje się dla nas tak bardzo ważne, że nie tyle co chcemy skupić na tym całą swoją uwagę, ale wręcz czujemy, że musimy to robić. Gorzej, jeśli to dzieje się wbrew naszej woli. Bo o nie wszystkich sprawach chce się pamiętać, a tym bardziej myśleć o nich przez cały dzień.
Kiedy omlet był gotowy, położyłem go na talerz i przekroiłem na pół, aby podzielić się z Rydel. Moja herbata stała już na stole, stygnąc, abym nie poparzył sobie (ponownie) języka. Wyciągnąłem jeszcze sztućce z szuflady i podałem talerz dziewczynie. Wyciągając po niego ręce, miałem wrażenie, że radość i entuzjazm rozsadzą ją od środka. Albo była aż tak głodna, albo dostała okres, a z doświadczenia wiem, że dziewczyny potrafią wtedy cieszyć się z uwięzionego kotka na drzewie, bo liczą na to, że wyrosną mu skrzydełka i odleci ku niebu, a z jego tyłka będzie wychodzić tęcza, zupełnie jak w tej grze, Nyan Cat. Dorastanie z siostrą ma swoje plusy i minusy. Nie jestem do końca pewny, do której kategorii zaliczają się okresowe historie.
- Ross, co ty masz na palcach?! - spytałem, przełykając herbatę. Blondyn uniósł dłonie do góry, a ja mogłem dokładniej przyjrzeć się srebrnym pierścionkom, które zdobiły jego place.
- Od fanek, przecież zawsze je noszę. - Wzruszył ramionami. - Poza tym, naprawdę je lubię. Wiecie, to tak jakbym był połączony z fankami. To daje mi poczucie, że jestem blisko nich, że są przeze mnie docenione, że mogę im pokazać, jak wiele dla mnie znaczą. Niestety, mam za mało palców, żeby założyć wszystkie naraz - unikał tematu.
- Żartujesz sobie? Na każdym palcu masz trzy! - powiedziałem i dopiero wtedy reszta towarzystwa zwróciła uwagę na place młodszego brata. Speszony schował dłonie pod stolik. - Kiedyś nosiłeś góra dwa na jednej dłoni!
- Ross, fanki ci coś znowu gadały?
- Często rozmawiam z fanami, a przynajmniej staram się to robić.
To akurat prawda. Ross bardzo kocha naszych fanów, a jedyną rzeczą ważniejszą od nich, jest ich zdanie. Gdyby tego chcieli, zmieniłby w sobie wszystko, byle tylko ich uszczęśliwić. Problem w tym, że oni tego nie potrafią zawsze docenić. Poza tym, nigdy nie przyporządkujesz się wszystkim. Zawsze znajdzie się ktoś, komu coś nie będzie pasować. Próbując zadowolić wszystkich wokół, jedynie unieszczęśliwiasz i krzywdzisz samego siebie. Blondyn jest młody i czasem boję się, że kariera może źle się na nim odbić. Póki nosi pierścionki i słucha niektórych porad fanek jest w miarę dobrze, ale co się stanie, jeśli w przyszłości jego dobroć przemieni się w zwykłą depresję? Opinia fanów jest ważna, bo to dzięki nim w ogóle robimy to wszystko, to dla nich nie śpimy po nocach, pisząc piosenki, to dla nich wstajemy przed świtem, aby udzielić kolejnego wywiadu, to dla nich gramy koncerty, żeby móc bawić się razem. Ale jeśli zaczęlibyśmy się przejmować dosłownie wszystkim, co piszą o nas w internecie, równie dobrze moglibyśmy zamówić sobie nagrobki z datą urodzenia, śmierci i zdjęciem z młodości, na którym nikt nas pewnie nie pozna, ale przynajmniej dobrze wyszliśmy.
- Ross, dobrze wiesz, o co chodzi.
- Okay - westchnął, wiedząc, że jeśli teraz się nie przyzna, to Riker i tak wyciągnie to z niego prędzej czy później. Czasem jest nadopiekuńczy, ale potrafi pocieszyć. - Kilka fanek uznało, że to nie fair, że noszę tak mało pierścionków, bo to tak, jakbym dyskryminował resztę.
- Ross, przecież to kompletna bzdura! - oburzyła się Rydel, wymachując widelcem do góry i rozsypując kawałki omleta po całym stole.
- Nie możesz brać do siebie wszystkiego, co ci mówią. Nawet, jeśli wydaje ci się, że chcą dobrze, to nie zawsze mają rację.
- No chyba że mówią ci o tym, jaki to jestem przystojny. Wtedy na pewno mają rację - wtrącił Rocky, co wywołało uśmiech na twarzy wszystkich zgromadzonych w pokoju.
- My po prostu się o ciebie troszczymy - szepnęła Rydel, chwytając brata za upierścieniowaną dłoń.
- Wiem, dziękuję, wiem. I nie martwicie się. Jeszcze nie zwariowałem. I naprawdę lubię te pierścionki. Ale postaram się tak nie przejmować tym, co mówią o mnie inni - obiecał. Zawsze to robił. Nigdy słowa nie dotrzymywał. Ross jest jak studnia dobroci. Kiedy masz problem, lecz nie potrzebujesz rady, a po prostu wygadania się komuś, on cię chętnie wysłucha. Przyjmie na siebie nawet twoje najdziwniejsze sekrety. Możesz mieć pewność, że nikomu o nich nie powie. Natomiast kiedy myślisz, że gorzej już być nie może, on znajdzie przysłowiowe światełko w tunelu. Jego optymizm jest czasem przerażający, ale to dobrze. Wolę, żeby widział plusy nawet w odwołanym koncercie (takie jak to, że, to jego słowa, "możemy ten czas przeznaczyć na nagranie zabawnych filmików i wrzucenie ich do internetu, wiecie przecież, jak wszyscy kochali R5TV") niż ubolewał nad każdym pojedynczym chamskim komentarzem w internecie.
- Pamiętaj, że w razie czego masz nas. To dobrze, że próbujesz utrzymywać dobry kontakt z fanami, ale pamiętaj, że czasami każde z nas musi być trochę samolubne - powiedział Riker. Nawet Rydel rozumiała powagę sytuacji i nie skomentowała słów brata w żaden sposób, chociaż widziałem, jak kusiło ją, by coś odpowiedzieć.
- Dopóki nie zaczniesz sobie rwać przez nerwy z głowy tych ślicznych loków, złotowłosko, jesteśmy przy tobie. Łysy się już nam do zespołu nie przydasz - zironizował Rocky, ignorując poważne spojrzenie Rikera.
- Zapamiętam to sobie. - Ross posłał nam szczery uśmiech, po czym zaczął opowiadać o swoim dziwnym, lecz ciekawym śnie, jakbyśmy przed chwilą nie prowadzili naprawdę poważnej rozmowy, wyrzucając z siebie słowa niczym katarynka. Jedyne, co z niego zrozumiałem, to to, że wszyscy byliśmy jakimiś gwiezdnymi wojownikami. I ponoć miałem tam jakiś fajny zielony statek kosmiczny, fajny zielony miecz i fajną zieloną kosmitkę. Dlaczego mi nie śnią się takie odlotowe przygody?


***

Bum! :D
Cześć, czołem i nosem, który jest cały zakatarzony. Jeśli mam być szczera, to fajnie jest siedzieć w domu, ale zdanie zmienię, gdy wrócę do szkoły i zobaczę, ile rzeczy mam do nadrobienia/odpisania/zdania. Szkoła to złooo.
Okay, rozdział miał być dodany z dwa dni temu, ale mój mózg był przyćmiony i jedyne, co mogłam robić, to oglądać seriale w internecie. I wierzcie mi, to wcale nie był dobry pomysł. Nigdy nie zaczynajcie oglądać w środku roku szkolnego czegoś, co ma wiele sezonów, bo to może źle się dla Was skończyć. Sprawdzona rada.
Rozdział jest jaki jest. Osobiście bardziej podoba mi się perspektywa Ratliffa, ale to zapewne dlatego że jego postać w opowiadaniu jest mi bliższa. Nie to, żeby w prawdziwym życiu było na odwrót xd
Początkowe rozdziały będą wprowadzeniem do fabuły i zapoznaniem z charakterem bohaterów, ale mam nadzieję, że i tak się Wam spodobają. Zwłaszcza, że na przełomie 4. i 5. rozdziału wszystko zacznie się rozkręcać. Co mogę powiedzieć? Czekajcie, bo ta historia może otworzyć wam oczy na niektóre sprawy (lub doprowadzić do płaczu albo rozbawienia jest bezsensownością, zależy jak kto to wszystko odbierze).
A jak tam u Was? Cieszycie się życiem? Jeszcze tylko trzy miesiące do świąt! Umiem pocieszać, wiem, nie musicie dziękować. :) 
A, wiecie co powiem Wam jeszcze na koniec? ZA 9 DNI CI DEBILE BĘDĄ W POLSCE. Tsaaa, chyba wciąż to do mnie nie dociera. To co? Kto z Was idzie na koncert i kogo mam szansę spotkać? :D Jakby jakaś dziewczyna wbiegła na scenę, przytuliła się do Ratliffa i była ściągana stamtąd jedynie przez ochronę, to wiedzcie, że to ja. c:

~JuLien 

poniedziałek, 7 września 2015

1. I tak to się zaczęło


***


#Ross

Nic nie jest w stanie opisać uczucia wejścia na scenę. Słyszysz swoje imię, skandujące przez cały tłum ludzi, którzy jedynie pragną cię zobaczyć, posłuchać twojego głosu, dotknąć twojej dłoni, zrobić ci zdjęcie i śpiewać twoje piosenki. Krew w żyłach zaczyna buzować, wszystkie mięśnie się napinają, a serce przyśpiesza swoje uderzenia. To jest coś pięknego. Bycie w zespole to coś pięknego.
Ostatnie pięć lat z mojego siedemnastoletniego życia to zdecydowanie najdziwniejsze, co mnie kiedykolwiek spotkało. Zaczęło się od przeprowadzki do Los Angeles, a potem wszystko się jakoś potoczyło. Namawiając rodziców na ten wyjazd Riker nie podejrzewał nawet, że skończymy całą rodziną na jednej scenie, nie jako salowi artyści, a zespół. Wszystko zaczęło się w dniu naszej przeprowadzki. Rydel ciągle marudziła, że jest przeraźliwie smutna i znudzona. Mama namówiła więc ją na lekcje tańca w studiu The Rage. Jakoś tak wyszło, że kiedy podwoziliśmy ją na pierwsze zajęcia, nauczycielka uznała nas za uczniów. W ten sposób wkręciliśmy się na lekcje. Jako że było to dosyć ciekawe doświadczenie, zostaliśmy. I przez następne kilka miesięcy spalaliśmy kilogramy na zajęciach tanecznych. Gdzieś po drodze Rocky i Riker zaczęli ćwiczyć grę na gitarze. Z dnia na dzień amatorskie zainteresowanie zmieniło się w kilkugodzinne siedzenie w pokoju z muzycznym sprzętem. Nawet nie wiem, kiedy wkręcili w to i mnie. Ku zaskoczeniu wszystkich, to nie Riker, a Rocky najbardziej z nas wszystkich pokochał to wszystko. Jego miłość do muzyki doprowadziła do pewnej idei - chęci założenia zespołu. Jedyne, czego nam brakowało, to perkusisty. Ryland nie palił się do udziału w tym wszystkim, a moi starsi bracia mieli zamiaru zmuszać go, zwłaszcza, że byli zmęczeni długimi rozmowami z Rydel, która z początku nie chciała brać udziału w niczym co ma jakikolwiek związek z Rikerem. Ich relacja, chociaż przez te kilka lat się polepszyła, wciąż pozostawia wiele w od życzenia. Dziewczyna wciąż w pełni nie wybaczyła mu tego, że wyjechaliśmy z Littleton, cały czas obwinia go o wszystko. Wracając; jedyne, czego nam brakowało, to osoba potrafiąca grać na perkusji. Kiedy myśleliśmy, że nasz pomysł podupadnie jeszcze szybciej, niż powstał, na naszej drodze stanął Ellington Ratliff. Rat to wiecznie uśmiechnięty chłopak, do którego jedynie można się przytulić. Poznaliśmy go właśnie w tym studiu tańca - The Rage - w którym pojawiliśmy się z przypadku. Co prawda nie rozstaje się ze swoim IPhonem, ale to nie przeszkadza mu w muzycznej pasji, którą jest gra na perkusji. Spadł nam jak z nieba. Dodatkowo, jego nazwisko zaczyna się na literę "r", co bardzo ułatwiło nam w wymyśleniu nazwy zespołu. Kiedy już wszystko dograliśmy i zaczęliśmy się częściej spotykać i próbować naszych sił w muzyce, machina ruszyła. Wrzucaliśmy filmiki na YouTube, występowaliśmy na festynach, mniejszych przedsięwzięciach i w miejskich klubach, udzielaliśmy krótkich wywiadów dla mało znanych stacji... Jeździliśmy tam, gdzie ktoś nas chciał. Z każdym dniem na ulicy zaczęło rozpoznawać nas coraz więcej ludzi. Potem podpisaliśmy kontrakt z wytwórnią płytową, a ja zacząłem grać w serialu na kanale Disney Channel - Riker mnie do tego namówił. Jest starszy, więc wie, co dla mnie najlepsze. Była pierwsza trasa, pierwsza EP, pierwsza płyta. I po tych pięciu latach jesteśmy tu, gdzie jesteśmy. Po pierwszej światowej trasie, mamy krótki występ między Austinem Mahone i 5SOS na światowej gali muzycznej w pierwszy dzień wakacji. I wchodzimy na scenę nie jako pięciu zbłąkanych muzyków, ale całość. Przez te kilka lat staliśmy się R5.
- Najpierw gramy "Heart Made Up On You", potem "Easy Love", a na koniec "Loud", jasne? - powiedział Riker. Wszyscy ustawiliśmy się w kółku jak przed każdym koncertem i wyciągnęliśmy dłonie przed siebie.
- Czaimy, szefie. - Rocky mrugnął do blondyna, posyłając mu szeroki uśmiech.
- Rozsadzimy tę publiczność! - zawołał Ellington, co wywołało głośny śmiech ze strony mojej siostry.
Muszę przyznać, że Ratliff jest naszym małym pojemnikiem energii. Kiedy któreś traci wiarę i chęci, on powoduje, że każdy odzyskuje werwę i radość.
- Jak zwykle - prychnęła Rydel, poprawiając czarną sukienkę z tiulem u dołu. Ostatnio coraz częściej wchodzi na scenę albo ubrana w coś takiego, albo zwykłe, dziurawe rurki i tutu. Chyba zatęskniła za dawnym stylem.
- Ostatnie show - zaczął Riker.
- Ostatni raz - dodał Ratliff. Właściwie powinienem ując to zdanie jako "wykrzyczał Ratliff".
- Razem - powiedziałem, czując pulsującą krew w moich tętnicach. To się zaraz wydarzy, to się zaraz wydarzy, to się zaraz wydarzy...
- Zrobimy to. - Szczerze uśmiechnęła się Rydel.
- Na trzy - oznajmił Rocky, ciesząc się na to, co za chwilę nastąpi.
- Raz...
- Dwa...
- Trzy!
- Ready Set Rock!
Bum! Nareszcie! Mógłbym skakać pod sufit, gdybym tylko mógł, ale chyba nie dałbym rady, bo w tym pomieszczeniu jest on dosyć wysoko... Zawsze przed występem, nawet takim przed rodzicami, rozpiera mnie energia i radość! Ciekawe, czy wszyscy artyści tak traktują to wszystko. A może tylko ja jestem takim wariatem? Hm, chociaż czy moje zachowanie podpada pod wariactwo? A może to zwykłe szczęście? Czy ludzi zbytnio szczęśliwych można nazwać wariatami? Muszę się uspokoić, bo rozczaruję publikę, a tego bym nie chciał. A co jeśli fani wezmą mnie za osobę, która zdecydowanie nie ma równo pod sufitem? Właśnie, coś wysoko ten sufit...
Przed wejściem na scenę złapałem jeszcze na chwilę kontakt wzrokowy z Rikerem. Widząc mój niepokój, posłał mi szeroki uśmiech, który od razu odwzajemniłem.
Robiłem to już setki razy i chociaż wiem, że wszystko pójdzie dobrze i jak zwykle damy czadu, to i tak trochę się boję. Zawsze odczuwam strach, że coś zawalę i rodzeństwo będzie na mnie złe.
Z racji tego, że niedawno do internetu wpłynęła nasza nowa EP, składająca się z czterech utworów, na każdym koncercie gramy je, aby ją wypromować. Nie narzekam. Jest ona bardziej w naszym stylu niż pierwszy album. Cóż, pisząc piosenki do Louder próbowaliśmy się wybić, dopiero zaczynaliśmy. Dodatkowo wtedy grałem jeszcze w serialu, co oznaczało, że studio kontrolowało każdy nasz ruch. Lecz teraz, kiedy nagrywanie 3 sezonu Austina i Ally się skończyło, możemy tworzyć taką muzykę, jaką chcieliśmy tworzyć od początku. Oczywiście, wciąż mamy w sobie coś z muzyki pop, ale przynajmniej w niektórych momentach słychać rocka. Czyli takie brzmienie, na którym zależało nam od początku. Uwielbiam aktorstwo, praca na planie i spędzanie czasu z tymi zabawnymi ludźmi to coś wspaniałego, ale muzyka jest tym, co chcę robić w życiu. I dlatego jestem wdzięczny losowi za danie mi tak wspaniałego rodzeństwa. Dzięki nim mogę być częścią czegoś większego, czegoś ważniejszego.
Kiedy tylko weszliśmy na scenę, pisk fanek rozległ się w całym mieście. Przynajmniej takie odniosłem wrażenie. Podszedłem do mikrofonu i przymknąłem na chwilę oczy.
Będzie dobrze, Ross. Będzie dobrze. Nawet jeśli coś zawalisz, to rodzeństwo ci pomoże. Zawsze ci pomogą, zawsze możesz na nich liczyć. Nie zostawią cię samego, poradzisz sobie dzięki nim i dla nich.
Do moich uszu dotarły pierwsze dźwięku gitary. Oznacza to, że czas przestać zastanawiać się nad własną egzystencją i otworzyć usta, z których wydobędzie się uwielbiony przez wiele dziewczyn głos. Muszę przyznać, że czasami nie dociera do mnie to, że tyle osób mnie zna. Gdy myślę o tym, że wieszają sobie moje zdjęcie nad łóżkiem, ogarnia mnie zdziwienie, chociaż dla wielu osób jest to zupełnie normalne. Dla mnie nie. Czasami nie rozumiem tego uwielbienia, bo chociaż staram się optymistycznie patrzeć na świat, to fakt, że w jakiś tam sposób jestem sławny, mnie przeraża. Lecz gdy zacznę śpiewać lub grać, tańczyć i wygłupiać się, wszelkie obawy znikają. Wtedy nie jestem tym zwykłym Rossem, który prosi mamę o pomoc w praniu. Szalejąc na scenie zmieniam się tego sławnego Rossa Lyncha, na którego widok fanki mdleją. I muszę przyznać, że ta przemiana jest wspaniała. Dopiero w trakcie koncertów mogę pokazać to, jaki naprawdę jestem. Mogę szaleć, śmiać się i bawić, robiąc to, co kocham, z tymi, których kocham. I jeszcze mi za to płacą!
Pierwsza piosenka się skończyła i nim się zorientowałem, moje usta dotykały mikrofonu, a w głośnikach rozbrzmiał mój głos:
- I jak się bawicie, Los Angeles?
Odpowiedział mi pisk. Zakładam, że jest to twierdząca odpowiedź. Chłopcy, jak to mają w zwyczaju, zaczęli się między sobą droczyć. Ja także od czasu do czasu wtrącałem jakiś komentarz, mając nadzieję, że nie wyjdę na natrętnego.
- Następną piosenkę wszyscy zdecydowanie znacie, chcę was usłyszeć, LA! - krzyknął Riker. I ponownie rozbrzmiał pisk. Normalka.
- Zwłaszcza chcemy usłyszeć wszystkie piękne panie, może głos którejś z was mnie urzecze - dodał od siebie Rocky, poruszając brwiami, co według niego jest dosyć seksowne. Ja mam odmienne zdanie na ten temat, ale dziewczynom z widowni się chyba spodobało, bo zapiszczały jeszcze głośniej niż podczas mojego pytania.
Zapamiętać: nigdy nie podważaj sposobów Rocky'ego na podrywanie dziewczyn, bo w całych Stanach Zjednoczonych nie ma faceta, który lepiej rozumie kobiety. Zazdroszczę mu tej pewności siebie. Moje relacje z dziewczynami kończą się zazwyczaj na przyjaźni. Wynika to głównie z tego, że nie spotkałem jeszcze tej jedynej. A wierzę, że kiedyś ją spotkam. Po prostu stanie na mojej drodze i nawet, jeśli nic nie powie, to ja i tak będę wiedział, że to ona. Bo kiedy spotykasz swoje przeznaczenie, to nie jesteś w stanie go przeoczyć.
Piosenka "Easy Love" zawsze jest szansą do tańca na scenie. Między innymi dlatego uwielbiam ją śpiewać. Daje mi niezłego powera do dalszych występów, jest po prostu bardzo optymistyczna. Po kilku niekoniecznie w pełni kulturalnych ruchach, śpiewaniu z publicznością i ogólnej radości, przyszła pora na ostatni utwór - Loud. Tym razem nie musieliśmy nic mówić - cała widownia śpiewała z nami. Nie wiem, co w tej piosence takiego jest, ale dosłownie wszyscy ją kochają. Łącznie z nami. Na koniec powiedzieliśmy jeszcze kilka zabawnych słów, pożegnaliśmy się z publiką i zeszliśmy ze sceny.
- Widzieliście, ile osób tam siedziało?! To było niesamowite! - wykrzyknąłem, skacząc kilka metrów nad ziemię. Zazwyczaj zanim dojdę po występie do siebie, mija godzina, w trakcie której energia rozpiera mnie od środka, a ja nie potrafię zapanować nad własną radością. Jak to ujęła Rydel: jest to równie wkurzające, co urocze i zabawne. Zabawna część to ta, w której zderzam się z kimś lub czymś i Riker musi się za mnie tłumaczyć. Bo od czego się ma starszego brata? - Wszyscy śpiewali i skakali, i uśmiechali się, i bili brawo, i bawili się po prostu fantastycznie! I ja też bawiłem się fantastycznie! To było fantastyczne!
- Gdyby te fanki nie rozszarpały mnie od razu na drobne kawałki, najchętniej wybrałbym się pod scenę. Nawet nie wiecie, jaka śliczna dziewczyna tam stała! - westchnął Rocky, łapiąc się za serce.
- Wierz mi, wiemy. Przez wszystkie trzy piosenki się na nią gapiłeś, bracie. - Ellington uśmiechnął się, po czym poklepał przyjaciela po plecach.
- Cicho siedź, Ratliff. Byłem subtelny, ona zapewne się nie zorientowała.
- Twoja subtelność równa się jedynie poziomowi twojej inteligencji - zironizowała Rydel, a Rocky spojrzał na nią dumnie.
- Czyli jest bardzo wysoka, księżniczko? - spytał z typowym dla siebie błyskiem w oku.
- Strzelaj dalej! - zaśmiała się. Rocky nie byłby sobą, gdyby nie odpłacił się za tę obelgę. Momentalnie się na nią rzucił i nim Rydel zdążyła jakkolwiek zareagować, chłopak chwycił ją w pasie i zaczął łaskotać po brzuchu. Śmiała się tak głośno, że miałem wrażenie, iż zaraz zagłuszy występujący po nas zespół.
- Uspokójcie się, bo zaraz nas stąd zgarną! - upomniał ich Riker. Rocky nie przestawał jednak łaskotać naszej siostry. Najstarszy musiał zwrócić im uwagę jeszcze dwa razy, żeby wreszcie przestali się wygłupiać.
- Riker Lynch jak zawsze potrafi skutecznie zepsuć jakąkolwiek zabawę i stłamsić ją w zarodku. Powszechnie znany, przez nikogo nie kochany - powiedziała Rydel, obdarzając brata jednym ze swoich typowych morderczych spojrzeń, które przeszywają człowieka na wskroś i wpędzają go albo w poczucie winy, albo w poczucie strachu. I szczerze nie wiem już, co gorsze.
- To było wredne - uznał Ellington, wbijając palec w żebro dziewczyny. Posłała mu uśmiech, bo wiedziała, że próbuje jedynie załagodzić sytuację. Po odwróceniu wzroku na Rikera, z powrotem opuściła kąciki ust. I z szalonej, wiecznie rozbawionej Rydel, zmieniła się w wredną, straszną Rydel, z którą żadne z nas nigdy nie chce mieć do czynienia.
- To było szczere. - Wzruszyła ramionami, po czym zwinnie wyminęła nas wszystkich i skierowała się do naszej garderoby.
Rocky i Ellington przewrócili oczami, po czym ruszyli w ślad za blondynką, zapewne chcąc z nią pogadać. Ta trójka zawsze trzyma się razem, co nie jest do końca bezpieczne. Ze sprytem dziewczyny, pewnością siebie Rocky'ego i pragnieniem ciągłej zabawy Ellingtona tworzą wybuchową mieszankę. Ich pomysły zazwyczaj kończą się albo wybuchem śmiechu, albo wizytą na OIOM - ie. Różnie to bywa.
- Myślisz, że jej nastawienie kiedykolwiek się zmieni? - spytał Riker. Cóż, szczerze mu współczuję. Rydel jest naprawdę pamiętliwa, do tego ma ciężki charakter. Mimo iż przez większość dnia wygłupia się i śmieje, wystarczy chwila, by ją wkurzyć. Szczerze żałuję żywota osoby, która znajdzie się na czarnej liście mojej siostry, bo może być pewna, że przez długi czas nie zazna spokoju. A Riker znajduje na niej dokładnie pierwsze miejsce. - Nie chcę mieć z nią aż tak złego kontaktu.
- Wiesz, że jest pamiętliwa. - Położyłem mu dłoń na ramieniu, nie wiedząc, w jaki sposób mogę go jeszcze pocieszyć. Zazwyczaj, gdy muszę komuś pomóc, to właśnie Rikera proszę o radę.
- Jej pamiętliwość trwa aż pięć lat? - prychnął. - Naprawdę tego nie rozumiem. Okay, nie chciała wyjeżdżać, ale przecież ten wyjazd wyszedł jej na dobre. Dlaczego więc wciąż się o to na mnie gniewa?
Zastanowiłem się chwilę nad słowami starszego brata.
- Ona po prostu... Chowa głęboko w sobie taką jakby... urazę? Moim zdaniem ona nie jest zła o sam fakt wyjazdu. Nie znam się na psychologii aż tak dobrze, ale mam wrażenie, że prawdziwy powód złości jest schowany gdzieś głęboko w niej.
- W takim razie o co jest zła? - spytał.
- Tego już nie wiem - westchnąłem. Naprawdę mu współczułem. Riker ma w sobie coś takiego, że stara się każdemu pomóc i dla każdego być kimś w rodzaju starszego brata. Chce się nami opiekować, wspierać i być blisko nas, a Rydel odcina się od niego w każdy możliwy sposób. To go rani.
- Okay, koniec przejmowania się mną. Chodźmy lepiej do nich, zanim wpadną na pomysł urządzenia gry w zbijaka na mikrofony czy coś w tym rodzaju. - Uśmiechnął się lekko, co odwzajemniłem. Następnie razem ruszyliśmy w kierunku szatni.
Między innymi w ten sam sposób wygląda większość naszych koncertów. Najpierw naładowujemy się sporą dawką energii, potem wykonujemy kilka naszych rytuałów i szalejemy na scenie. Po występie, zazwyczaj Rocky zachwyca się fankami z widowni, Ratliff mówi coś zabawnego, a Rydel albo wtrąca jedną ze swoich sarkastycznych uwag, albo zaczyna się z nimi wygłupiać. Odpowiedzialny Riker próbuje ich uspokoić, co z kolei skutkuje tym, że blondynka się na nim wyżywa. I tak jest za każdym razem. Czasami kończy się to mniejszą lub większą kłótnią, jednak nikt nigdy się tym aż tak nie przejmuję, bo zazwyczaj albo w szatni, albo w samochodzie (w trakcie drogi do domu) wszyscy zaczynają żartować i droczyć się ze sobą. Po prostu się bawimy, co sprawia, że atmosfera znowu jest dobra. Bo na tym właśnie polega relacja naszej rodziny. Nie ważne czy się kłócimy, czy jesteśmy radośni - nigdy nie pozwolimy szaleć któremuś z nas w pojedynkę.

#Rocky

- Jeść, jeść, jeść, już dłużej nie wytrzymam! - zaśpiewałem na całą kuchnię wymyślony na poczekaniu tekst w rytmie utworu "Boys" Sabriny, mieszając zupę w garnku.
- Jeść, jeść, jeść, dajcie mi już jeść! - dodał od siebie śpiewanie Ratliff, obracając kotlety na patelni i poruszając przy tym rytmicznie biodrami.
Jedzenie w garnkach pachniało wspaniale, a ja miałem wrażenie, że jeśli mój żołądek nie przestanie robić salt, to z pewnością załapie się na przyszłą letnią olimpiadę. Zazwyczaj nie pałam aż tak wielką miłością do jedzenia, w duecie moim i Ellingtona to on jest tą wiecznie głodną i nieprzeciętnie chudą osobą, ale po pierwsze, moim jedynym dzisiejszym posiłkiem było śniadanie, które jadłem osiem godzin temu, po drugie, dosłownie przed chwilą szalałem na scenie, co naprawdę spala wiele kalorii i po trzecie, mężczyzna ma prawo dobrze zjeść.
- Uwielbiam z tobą gotować, lisku - skomplementowałem mojego przyjaciela, bo takie słowa wypowiedziane przeze mnie naprawdę są komplementem.
- Dzięki - zaśmiał się i przykręcił gaz.
- Teraz powinieneś powiedzieć, że ty też uwielbiasz ze mną gotować! - oburzyłem się, spoglądając na niego z wyrzutem.
- Stary, niektóre rzeczy są tak oczywiste, że nie trzeba wypowiadać ich na głos. Ale jeśli cię to pocieszy; Rocky, uwielbiam z tobą gotować.
- To najmilsze co usłyszałem od kogoś w ciągu ostatniej godziny! Załapałbyś się na ostatnie dwie, gdyby nie fakt, że po koncercie jedna z fanek powiedziała mi, że mam boskie włosy. - Wzruszyłem ramionami i wyciągnąłem z szafki dwie miski.
- Nie można się z tym kłócić - zaśmiał się chłopak, ściągając kotlety na talerz.
Nie rozumiem osób, które twierdzą, że miejscem kobiety jest kuchnia. Rydel ponoć nią jest, a ona gotuje wodę na herbatę w mikrofalówce. No, kiedyś tak robiła. Teraz nauczyła się korzystać z magicznego urządzenia o magicznej nazwie czajnik, ale wciąż zdarzają jej się różne kulinarne wpadki. Po pierwsze, zdecydowanie to nie ona jest dzieckiem, które odziedziczyło talent kucharski po naszej mamie, po drugie, nie lubi gotować, bo twierdzi, że to nudne i po trzecie, po ostatnim incydencie ze spaloną owsianką jakoś nikomu nie śpieszy się do zmuszania jej, aby przygotowywała nam posiłki. Ja natomiast, jako najbardziej męski mężczyzna w tym domu chętnie przejmuję pałeczkę kucharza, Ellington także jest całkiem dobry w te klocki. Dlatego zazwyczaj, gdy trzeba coś przygotować, zajmujemy się tym we dwójkę, mając przy tym naprawdę niezły ubaw.
- Ooo, już gotowe? - spytała uradowana blondynka, wchodząc do kuchni. Rydel pochyliła się nad moim ramieniem i opierając dłońmi o plecy, spojrzała na to, co gotowało się w garnkach. - Dlaczego wyciągnąłeś tylko dwie miski?
- Bozia rączki dała, Barbie ty moja? To sama sobie wyciągnij - powiedziałem poważnie, spodziewając się, że naprawdę nieźle ją to wkurzy.
- Jeszcze raz nazwiesz mnie Barbie, a pożałujesz tego - zagroziła, posyłając mi jedno ze swoich przerażających spojrzeń. Uśmiechnąłem się szeroko.
- Okay, już nie będę, Barbie - powiedziałem, za co oczywiście oberwałem po głowie. I tak było warto. - Poza tym, przecież ty nie lubisz jeść zup.
- Co racja, to racja. - Wzruszyła ramionami, po czym przeniosła swoje ręce na plecy Ratliffa. - A ty co dla mnie masz?
- Mięso - odparł przeciągle, unosząc talerz z naszym dzisiejszym obiadem przed jej twarz. Przymknęła powieki i wzięła głęboki wdech nosem, a kąciki jej ust od razu uniosły się do góry. - I jak?
- Cudnie! - odpowiedziała entuzjastycznie. - Rocky, dzisiaj wygrał Ellington.
Może i zdolności kulinarne Rydel są równe całkowitemu zeru, ale nie oznacza to, że dziewczyna nie lubi jeść. Ona to wręcz uwielbia! Pod tym względem idealnie pasuje do Ratliffa, z tą różnicą, że on je, ile chce i jest szczęśliwy, a Rydel marudzi po dosłownie każdym posiłku, że zapewne następnego dnia waga pod nią pęknie.
Po piętnastu minutach cały posiłek był gotowy, a nasze grono siedziało przy stole, zajadając się obiadem w takim tempie, jakby nie mieli nic w ustach przez prawie cały dzień. Prawdopodobnie działo się tak, bo rzeczywiście cały dzień nic nie jedli.
Ta myśl nie miała sensu.
- Kuchareczki się spisały - zażartował Ross, popijając kęs ziemniaków kilkoma łykami wody. Grunt to zdrowe odżywianie.
- Dziękuję, złotowłosko - powiedziałem, mrugając do brata. Następnie odłożyłem sztućce na talerz, wsparłem się na łokciach i spojrzałem z najpiękniejszym uśmiechem na jaki było mnie stać na mojego najstarszego brata.
- Uwaga, uwaga, albowiem Rocky Lynch czegoś chce - zaśmiała się Rydel, doskonale odgadując moje myśli. Riker posłał mi rozbawione spojrzenie.
- I dlatego tak się starałeś przy obiedzie? To miała być łapówka? - spytał Riker, próbując odgadnąć moje zamiary. Życzę mu powodzenia. Mój umysł jest nieprzenikniony, a zamiary tajemnicze niczym istnienie NASA.
- Niech no zgadnę, hm, chodzi o jakąś imprezę? - spytał Ratliff. Okay. Mój umysł jest zagadką dla wszystkich, oprócz mojego najlepszego przyjaciela. Przybiłem mu piątkę.
- Albo o dziewczyny - dodała Rydel. Okay. Ona też dosyć dobrze mnie zna, więc i ona zasłużyła na piątkę.
- Rocky?
- Zanim cokolwiek powiesz, zaczniesz tłumaczyć, że to nieodpowiedzialne i głupie, zakażesz wszystkiego i dasz jakiś szlaban...
- Naprawdę jestem aż tak straszny? - zaśmiał się Riker, a jego spojrzenie padło na Rydel, która z kpiącym uśmiechem zbierała się do powiedzenia czegoś, co zapewne mocno uderzyłoby w samoocenę blondyna. - Nie odpowiadaj.
- Dwie boskie fanki - zacząłem, podkreślając drugie słowo - dały mi swój numer. I pomyślałem, że moglibyśmy zrobić dzisiaj jakąś imprezę, wiecie, z okazji początku wakacji, czy coś. Co ty na to? - spytałem brata. Czasami czuję się dziwnie, pytając go o prawie wszystko i licząc na to, że wyrazi na coś swoją zgodę, ale po pierwsze, jest najstarszy, po drugie, wyprowadzając się rodzice kazali nam obiecać, że będziemy słuchać Rikera, a po trzecie, co niechętnie przyznaję, jest on odpowiedzialny, więc w jakimś tam stopniu liczę się z jego zdaniem.
- Rocky, wiesz, że normalnie nie miałbym nic przeciwko, nie chcę zgrywać dojrzałej niańki - powiedział, a ja przytaknąłem skinieniem głowy - ale tym razem nie sądzę, że to jest dobry pomysł.
- Co? Dlaczego? - westchnąłem, a dłonie opadły mi bezwładnie na kolana.
- Bo jutro przyjeżdża Lisa - wyjaśnił Ross, a ja miałem wrażenie, że dostał jakiegoś napadu radości, bo wraz z wypowiedzeniem tych słów zaczął się kręcić niespokojnie na krześle.
- I jeśli zrobisz imprezę, to doskonale wszyscy wiemy, że to nie skończy się dla tego domu za dobrze - dodał Riker, posyłając mi smutne spojrzenie.
- To nie fair! Obiecuję, że to będzie ciche i spokojne spotkanie niczym na zebraniu ministrantów!
- Bracie - powiedziała Rydel, kładąc mi dłoń na ramieniu i patrząc na mnie pobłażliwie - oboje wiemy, że to się tak nie skończy.
- Ale... Ale... No, proszę! Brak mi spotkań z dziewczynami! - jęknąłem, chociaż wszyscy w pomieszczeniu byli świadomi tego, że prawie codziennie poznaję nową. Nie moja wina, że one lgną do mnie niczym ćmy do światła! Nie żebym miał coś przeciwko, oczywiście.
- Posłuchaj, wytrzymasz jeszcze trochę - zaśmiał się Riker. - Poza tym, zawsze możemy urządzić jakąś imprezę po przyjeździe Lisy i Sophie, prawda? Przynajmniej będzie powód.
- Następnym razem sami sobie gotujcie. - Wstałem gwałtownie od stołu i po dojrzałym pokazaniu wszystkim języka, odszedłem i skierowałem się do swojego pokoju.
Cóż, nie sądziłem, że Riker zgodzi się na spotkanie ze znajomymi dzień przed przyjazdem gości, ale miałem nadzieję, że moje inteligentne argumenty, które szykowałem w drodze do domu z koncertu, jakoś go przekonają. Problem w tym, że nie trzymał się scenariusza, który ułożyłem sobie wcześniej w głowie, więc nie mogłem nic z tego wykorzystać! To nie było fair z jego strony.
To prawda, lubię imprezy. Nie jestem jednak jakimś młodym alkoholikiem narkomanem, chociaż mimo młodego wieku zdarza mi się czasem sięgnąć po jeden czy dwa kieliszki wódki lub wina. Moje chodzenie na imprezy nie polega też na wyrwaniu naiwnej panny, zaciągnięciu jej w ustronne miejsce i pozbawieniu dziewictwa. Jeśli mam być szczery, to brzydzę się takimi facetami. Są skazą naszej płci. Kobiety to najwspanialsze dzieło Boga, zawsze tak uważałem i nigdy zdania nie zmienię. Lubię ich towarzystwo i często zdarza mi się je komplementować czy flirtować, ale w życiu nie wykorzystałbym żadnej dla swojej własnej uciechy. Chyba nigdy bym sobie tego nie wybaczył. Organizować imprezy, a tym bardziej w nich uczestniczyć, lubię dlatego, że jest to szansa do zabawy z przyjaciółmi, poznania nowych osób, tańca, który szczerze kocham i korzystania z zalet mojego młodego wieku. Wiecznie żyć przecież nie będę. Nie zawsze można dostać jednak to, czego się chce i na tym polega wyzwanie życia, by spróbować to zaakceptować. Jeśli się na coś nie zgadzasz, to oczywiście możesz się kłócić, sprzeciwiać, oburzać i szamotać jak wyciągnięta z wody szprotka, ale czy to coś da? Istnieją sytuacje, do których trzeba się po prostu przystosować i zaakceptować je takie, jakie są. Nic nie dzieje się w końcu bez przyczyny. Jeśli nie dostałeś tego, na czym ci zależało, to niekoniecznie jest to koniec świata, a wręcz przeciwnie - może być to początek czegoś nowego. Oczywiście, należy być panem własnego losu, ale czasem naprawdę warto zdać się na przeznaczenie i nie myśląc za wiele, po prostu zaufać przypadkowi. Ja zamierzam pokazać, iż jestem dojrzały, więc dokładnie tak zrobię. Zaakceptuję rzeczywistość.
Kogo ja oszukuję?

#Rydel

Paradoksem zwiemy jakieś twierdzenie lub czyny, które zazwyczaj skutkują zaskakującymi rezultatami. Czasem kończy się on czymś nieprawdopodobnym, niemożliwym wręcz. Najczęściej jednak jest to jakaś sprzeczność, wynikająca z jakiegoś błędu czy nieodpowiedniego założenia. Zdecydowanie największym paradoksem w moim życiu od zawsze była chęć szczupłej sylwetki i przechodzenie na dietę oraz równoczesne uzależnienie od czekolady. Mogłam ćwiczyć dwa razy dziennie, jeść warzywa na obiad i prowadzić zdrowy tryb życia, ale gdy tylko jeden z moich braci przyniósł do domu tabliczkę lub opakowanie czekoladek, momentalnie wymiękałam. Zjawisko to jest dla mnie nie tyle co paradoksem, a raczej słabością, za którą już zawsze będę nienawidzić samą siebie.
Wyrzuciłam pusty papierek do kosza na śmieci i opuściłam kuchnię, nie chcąc więcej podjadać. Zazdroszczę osobom z dobrą przemianą materii albo naturalną budową ciała przypominającą modelkę Victoria's Secret. Mogą się obżerać ile wlezie, a jeszcze chudną, podczas gdy ja wypiję szklankę wody i przybieram na wadze. Okay, może nie jestem ani gruba, ani otyła, moje ciało jest, jak to się mówi, w sam raz, ale jest takie tylko dlatego że o siebie dbam i nie pozwalam na wszystko, co jest wielką udręką, bo ja naprawdę uwielbiam jeść. Podobnie jak Ratliff, ale on się zalicza do tych ludzi od Victoria's Secret. Ponoć lepiej być szczęśliwym niż chudym, a facet na kości nie leci, ale w teorii zawsze wszystko jest prostsze.
Rydel, przestań. Nie możesz się tak ciągle zadręczać. Jest pierwszy dzień wakacji (a dokładniej wieczór), dwie godziny temu dałaś czadu na scenie, a ty myślisz o odchudzaniu.
Stop.
Westchnęłam cicho, po czym chcąc zająć czymś umysł, skierowałam się do pokoju młodszego brata. Zapukałam w drzwi. Od zawsze twierdziłam, że trzeba zachowywać chociaż najmniejsze pozory kultury. Niestety, większość ludzi o tym zapomina. Można się o tym przekonać zwłaszcza w restauracjach i centrach handlowych, kiedy to siedzisz na toalecie, a geniusz od siedmiu boleści siłuje się z klamką od drzwi, zakładając, że nikogo w środku nie ma i dopiero twoje krzyki uświadamiają go, że być może w środku ktoś może być. W obecnych czasach łatwiej spotkać na ulicy idiotę niż kosz na śmieci.
I to się nazywa paradoks!
- Proszę! - Krzyk Rossa upewnił mnie w przekonaniu, że mogę bezpiecznie wejść do środka, nie obawiając się, że zastanę go nagiego (mimo iż ten widok nie jest mi, niestety, obcy) lub podczas robienia czegoś dziwnego - na przykład mógł sprzątać albo coś w tym rodzaju. Jedynymi osobami, które utrzymują w tym domu porządek w pokoju, są Rocky i Riker; ten pierwszy w każdej chwili może spodziewać się gości płci żeńskiej, jego pokój nie może wyglądać więc jak chlew, a ten drugi jest po prostu poukładany, odpowiedzialny i porządny.
Co jest całkowicie dziwne, chore i przygnębiające.
Weszłam do środka. Mój brat leżał na swoim łóżku na brzuchu, czytając jakąś książkę. Nie mogłam dostrzec tytułu, ale chłopak wydawał się niezwykle uradowany. Nie byłam jednak pewna czy fabułą powieści czy może czymś innym.
- Co tam? - spytałam, posyłając mu uśmiech. Odwzajemnił go, kiedy podniósł na mnie wzrok. Odłożył książkę na półkę, uprzednio wkładając zakładkę między strony. Zazdroszczę mu tego, że jakąś ma. Ja zazwyczaj kupuję ich mnóstwo, ale gdy już coś czytam i muszę przerwać, to jak na złość żadnej nie umiem znaleźć. Oficjalna wersja jest taka, że po prostu gubię te wszystkie zakładki, ale ja wciąż uważam, że w moim pokoju mieszkają jakieś krasnoludki, które co chwile kradną mi różne rzeczy z szafek i półek, kiedy akurat ich szukam, a gdy dany przedmiot nie jest mi już potrzebny, to wyrzucają go na oczywiste miejsce, które od razu rzuca się w oczy. Magia i tyle, bo jak inaczej to wyjaśnić?
- Jest wprost wspaniale - odpowiedział, szczerząc się od ucha do ucha. I chociaż wiedziałam, co jest powodem jego radości, to i tak postanowiłam go o to spytać:
- A co ty taki szczęśliwy, hm? - Uniosłam brew ku górze. - Nic tylko się uśmiechasz.
- Ja zawsze się uśmiecham, Rydel.
- Naprawdę?
- Naprawdę - odparł. Między nami na dosłownie kilka sekund zapadła cisza, lecz już po chwili chłopak nie wytrzymał i dodał: - Okay, masz mnie. Nie mogę się doczekać przyjazdu Lisy. To moja przyjaciółka, więc to chyba normalne, że się cieszę, prawda? Ja zawsze się cieszę, kiedy dzieje się coś dobrego, a przyjazd moje przyjaciółki jest czymś dobrym, więc chyba mam prawo się cieszyć, a skoro mam prawo się cieszyć, to dlaczego miałbym się nie cieszyć? - wypowiedział na jednym wydechu. - Po prostu tak dawno jej nie widziałem! W te święta byliśmy zajęci, nie jechaliśmy do Littleton i nie mogłem jej zobaczyć, po prostu bardzo się stęskniłem.
Nasze rodzeństwo podzielone jest na dwie części: niepoprawni romantycy, którzy ciągle bujają w chmurach i aroganckie dzieci, uwielbiające żarty i zabawę. Jak zapewne można się domyślić, Ross i Riker zaliczają się do pierwszej kategorii, a Rocky, Ryland i ja do tej drugiej. W wielu sprawach się od siebie różnimy, stąd też ja zazwyczaj czas spędzam w towarzystwie Rocky'ego i Ellingtona, bo potrzebuję ludzi, z którymi moglibyśmy coś robić, a najmłodszy i najstarszy z zespołu zatracają się albo we własnym świecie, albo robią coś we dwoje. Zdarzają się jednak wyjątki, w których tak jakby odbiegamy od tych "reguł". Jeśli miałabym wybrać coś, co łączy Rikera i Rocky'ego, to tym czymś byłaby zdecydowanie muzyka. Kiedy siadają obok z siebie z kartką, ołówkiem i gitarami, potrafią zatracić się w tym na długie godziny, w trakcie których nie masz szans by jakkolwiek z nimi porozmawiać. Szczerze to kochają.
Głupie, utalentowane dzieci.
Jeśli o mnie chodzi... Kocham spędzać czas z Rocky'm. Mam wrażenie, że on mnie rozumie, odnajduję w nim bratnią duszę. Ale niestety, nie mogę z nim porozmawiać o wszystkim. Bo jeśli chodzi o problemy, poważne rozmowy czy zwierzenia, to zawsze udaję się z nimi do Rossa. On tak samo. Nie wiem dlaczego, ale odkąd pamiętam między nami istniała tajemnicza więź, która sprawiała, że mogliśmy porozmawiać ze sobą dosłownie o wszystkim. Zdecydowanie cechą, która nas łączy, jest także gadatliwość. Kiedy on otwiera buzię, możesz być pewien, że zaraz wyleje na ciebie potok słów. Ja mam podobnie. Problem polega na tym, że podczas gdy gadatliwość Rossa jest dziecięca i słodka, to moja bardzo często po prostu irytująca. Wynika to z tego, że chłopak mówi mądre i przemyślane rzeczy, a ja... Cóż. Ja albo mówię dokładnie to, co myślę, albo najpierw się odzywam, a potem zastanawiam się nad sensem tych słów, co bardzo często prowadzi do wielu kłótni i nieporozumień. Mówiąc prościej: mam niewyparzony język.
- Tym razem wasze spotkanie nie będzie trwało dwa tygodnie, a dwa miesiące - stwierdziłam, siadając obok brata na łóżku.
- No właśnie! I ty jeszcze jesteś zaskoczona, że się cieszę! - Uniósł ręce do góry i spojrzał na mnie. Iskierki w jego brązowych oczach utwierdziły mnie w prawidłowości jego słów. Świadczył o tym także szeroki uśmiech, zaczerwienione policzki i dłonie, które jakby nie mogąc spocząć na kolanach chłopaka, nerwowo poruszały się od jego włosów, które cały czas przeczesywał palcami, aż po koszulkę, którą stale gniótł. Skoro tak uradowany okazywał się na zewnątrz, to nie potrafię sobie wyobrazić, jakie emocje targały nim w środku. - Lisa jest... Jedyna w swoim rodzaju. Nigdy nie poznałem drugiej takiej dziewczyny.
- Może dlatego że żadnej nie dałeś szansy?
- Lepiej umrzeć niż zdradzić swoich przyjaciół, J. K. Rowling - zacytował, co było całkowicie w jego stylu. Przewróciłam oczami, szczerze rozbawiona jego reakcją.
- Żartowałam. Przecież wiesz, że lubię Lisę. A ja wiem, ile ona znaczy dla ciebie. - Posłałam mu lekki uśmiech. Zawsze zazdrościłam bratu takiej relacji. Przyjaźń tej dwójki była na tyle silna, że nie tylko przetrwała ból i rozstanie, ale także ofiarna, bo skazując się na tęsknotę, zdecydowali dalej walczyć o siebie i to, co ich łączy. Nie często zdarza się, że ludzie są ze sobą tak bardzo związani. Chociaż w sumie to zmieniam zdanie. Nie często się zdarza, że ludzie są ze sobą jakkolwiek związani. Obecnie społeczeństwo żyje w ciągłym biegu, każda sekunda się liczy, po co więc tracić czas na takie głupoty? Prawda boli, ale trzeba spojrzeć jej prosto w oczy, aby móc ją jakkolwiek zmienić. - Znowu będziecie gadać tym swoim dziwacznym językiem? - spytałam, przypominając sobie dzieciństwo w Littleton i spotkania z Elisabeth.
Topienie się w rzece, granie z chłopakami w siatkówkę, konkursy na najszerszy uśmiech...
Mój brat ma rację. Ona jest wyjątkowa. Na pewno dla nas.
- Chodzi ci o ten, który wymyśliliśmy w wieku sześciu lat czy o cytaty?
- Cytaty - odparłam, opierając się plecami o ścianę.
- Podejrzewam, że tak. Dlatego to czytam - oznajmił, podając mi książkę, którą położył na półce tuż po tym, jak próbowałam przeczytać tytuł. Spojrzałam na biało - niebieską okładkę, na której dużymi literami było napisane "Mały Książę". - Wiesz, jak ona lubi tę książkę, na pewno będzie mnie zasypywać mnóstwem tekstów z niej, a ja chcę być przygotowany - wyjaśnił, przyglądając mi się uważnie.
Na okładce książki narysowany był mały chłopczyk, ubrany w jasnozieloną koszulkę oraz spodnie, który stoi na niewielkiej planecie. Jego żółte włosy przypominały mi fryzurę brata. Pamiętam tę książkę. Była moją lekturą w siódmej klasie, o ile się nie mylę. Podobała mi się, zwłaszcza motyw o zapomnieniu dorosłych, że i oni także kiedyś byli dziećmi. Nie dziwię się, że Lisa lubi to opowiadanie, idealnie pasuje do jej charakteru. Jej wieczną radość ktoś mógłby uznać za dziecinnie naiwną, poza tym nigdy nie śpieszyło jej się do dorastania.
- Pożyczysz mi ją potem? - spytałam, oddając mu lekturę.
- Pewnie.
- Widzieliście Rikera? - Na dźwięk głosu naszego przyjaciela, odwróciłam wzrok ku drzwiom wejściowym. Ellington trzymał w ręce komórkę, co nie było niecodziennym widokiem, a jego neonowe zielone skarpetki w różowe kropki raziły w oczy, co także było całkowicie normalne.
- Prawdopodobnie zaszył się w czeluściach swojego pokoju, tworząc kolejny hit dla R5. - Wzruszyłam ramionami. - Dlaczego go szukasz? - spytałam, jak na moją ciekawską naturę przystało.
- Muszę mu coś ważnego powiedzieć... - odparł, klikając coś na swoim telefonie.
- Co takiego? Coś się stało?
- Nie, po prostu przyjazd Sophie się trochę skomplikował - oznajmił, chowając telefon do kieszeni spodni.
Sophie jest siostrą Ratliffa. Nie widuję jej za często, bo Ellington także widzi się z nią kilka razy w roku, ale zdecydowanie mogę powiedzieć, że to najgenialniejsza dziewczyna jaką znam. Wie, czego chce, ma swoje zasady i nikomu nie da się poniżyć, co dla mnie, jako zawziętej feministki, która nie widzi problemu w tym by robić dokładnie te same rzeczy co faceci, jest naprawdę ważne. Za empatię i przyjazne nastawienie do ludzi nie dostałaby nagrody, ale naprawdę ją lubię.
- Nie przyjedzie? - zdziwił się Ross.
- Przyjedzie, przyjedzie, nie martw się! - Ellington pokazał mojemu bratu język. - Komplikacja polega na tym, że nie pojawi się tutaj jutro, a dopiero za tydzień. Rodzice opóźnili wyjazd, więc i ona wprowadza się później.
Przyszłe dwa miesiące zapowiadają się naprawdę ciekawie. Nie tylko Lisa, która stęskniła się za Rossem (że on za nią też wspominać chyba nie muszę), przyjeżdża na wakacje, ale w nasze progi zawita także siostra Ellingtona. Różnica polega na tym, że Sophie będzie u nas mieszkać przez ponad pół roku. Wynika to z tego, że rodzice Ratliffów postanowili z okazji okrągłej rocznicy ślubu urządzić sobie jakiś dłuższy wyjazd w ciekawe miejsce. Okazja nadarzyła się akurat teraz, a była spowodowana tym, że Cheryl (ich mama) będzie odwiedzać różne studia tańca wraz grupą taneczną w studio, w którym pracuje (Ell mi tłumaczył kiedyś, na czym to wszystko polega, ale do dziś do końca tego nie rozumiem). Państwo Ratliff postanowili więc połączyć to ze swoim planem i tak oto powstała idea półrocznego wyjazdu do wszystkich stanów naszego kraju. Problemem jednak była osiemnastoletnia córka, której nie chcieli zostawiać na tak długi czas samej w domu. Zaproponowaliśmy więc, że zamieszka z nami, bo odkąd rodzice i Ryland przeprowadzili się do mniejszego domu na przeciwko, mamy tutaj naprawdę sporo miejsca. Oficjalnie zrobili to, aby dać nam trochę swobody, w końcu jesteśmy już dorośli, ale i tak wiem, że zapewne mieli dość ciągłych prób, głośnej muzyki i zgrai sześciorga nastolatków szalejących po domu. Początkowo Ryland miał zamieszkać z nami, lecz koniec końcom uznał, że nie jest jeszcze na tyle dorosły i odpowiedzialny, wyprowadził się więc z nimi. Od pół roku wraz z Rossem, Rocky'm, Rikerem i Ratliffem mieszkamy sami i czasem brakuje mi rodziców i młodszego brata, ale uspokaja mnie świadomość, że aby ich odwiedzić, muszę jedynie przejść przez ulicę. Podsumowując; przez najbliższe kilka miesięcy będziemy gościć w domu dwie dodatkowe osoby, co bardzo ucieszyło nas wszystkich. Fakt, że owe osoby są dziewczynami, niesamowicie uszczęśliwił natomiast Rocky'ego.
- Myślałam trochę nad przyszłymi miesiącami - oznajmiłam, zwracając na siebie uwagę blondyna i szatyna. - I wiecie, co? To będą najdziwniejsze i najbardziej szalone miesiące w całym moim popapranym życiu.


***

Bum! :D
Witam wszystkich po weekendzie w znienawidzony dzień zwany poniedziałkiem! :D I jak minął wszystkim weekend? Moja młodsza siostra wczoraj miała urodziny, więc były chrupki, czekolada, ciasto... No, i moją przedkoncertową dietę diabli wzięli, ale czego się nie robi dla siostry? Bo to dla niej to wszystko jadłam, of course. Jakże by inaczej?
 Aww, Say You'll Stay mi w słuchawkach leci. *-* Jak suodko. *-* By the way (english perfect, aj noł it), czy tylko ja nie umiem się doczekać koncertu R5? Gosh, prawie się wczoraj popłakałam jak czytałam ich tweety o Europie :( No, ale do rzeczy, notka ma być krótka, żeby wszyscy ją przeczytali. xd
Kilka informacji. Again. xd A więc, tytuły rozdziałów będą wymyślane przez mua (co może się okazać złym pomysłem, jestem w tym beznadziejna), ale jako że ten blog ma być na tyle przesiąknięty R5, że aż będzie mieć ich dosyć (pff, jakby to było możliwe), to na początku każego rozdziału będzie się pojawiać fragment którejś ich piosenki, który w jakiś sposób nawiązuje do danego rozdziału. :) Klikajta w te cytaty, a magicznie przeniosą Was na YouTube do danego utworu. :) I oczywiście po dwa gify, na początek i koniec, żeby tak inaczej niż na moim pierwszym blogu było. xd
Ehh, odbija mi. Wybaczcie. To przez to, że cały czas myślę o tym koncercie, naprawdę. Mój życiowy goal to zobaczyć ich na żywo i złapać pałeczkę (w kij nie wiem jak się to poprawnie nazywa) od perkusji od Ratliffa, jak ją rzuci po koncercie publice, ugh. Jak się któremuś z Was uda, to prześlecie mi ją pocztą, co nie? ;p
Okay, na dziś to tyle. Komentujcie, kochani, chcę znać Wasze zdanie! ^^ Na serio, jak kajś palnęłam gafę lub błąd ortograficzny to dajcie znać, sprawdzałam, ale dobrze wiecie, jak to czasami bywa xd
Ach, jeszcze jedno. Zapraszam na mojego tt, tam znajdziecie wszystkie informacje odnośnie bloga, posłuchacie moich narzekań na świat i poczytacie z miliony tweetów o tym, jak to kocham R5. Kto się nie boi, zapraszam! ;p
>>> @kingxxjulien <<<
Widzimy się wkrótce! :D
~JuLien
PS. Ważne! Chciałam Was zachęcić do wybrania się w przyszły weekend na premierę nowego filmu w kinach, "Klub Włóczykijów". Widziałam zwiastun, zapowiada się ciekawie, poza tym jest to bardzo ważne dla mojej przyjaciółki. Mogę zagwarantować, że to może być jeden z lepszych polskich filmów, być może się Wam spodoba. ^^